Wyszukaj
Facebook YouTube
A A+ A++ Wersja kontrastowa
BIP TV BIP UE PL NFOSiGW
Miasto Otwock
STRONA GŁÓWNA Turysta Piesze trasy turystyczne Szlak miast-ogrodów od Soplicowa do Śródborowa

Szlak miast-ogrodów od Soplicowa do Śródborowa

Budynki - ozdobnik

Otwocki Szlak Historyczny cz. 3

Szlak miast ogrodów od Soplicowa do Śródborowa.

Całkowita długość szlaku: 9,5 km.

Przebieg szlaku: Przystanek PKP Śródborów – ul. Armii Krajowej – ul. Wojskiego – ul. Bukowa – ul. Bernardyńska – ul. ks. J. Poniatowskiego – ul. płk. J. Sułkowskiego – ul. gen. J. H. Dąbrowskiego – ul. Legionów – ul. ks. J. Poniatowskiego – ul. G. Nartowicza – ul. Łowiecka – ul. Tadeusza – ul. Jacka Soplicy – ul. G. Narutowicza – ul. L. Zamenhofa – ul. C. K. Norwida – ul. Warszawska – ul. Z. Krasińskiego – ul. E. Orzeszkowej – ul. Biruty – ul. Wł.  Reymonta – ul. Tatrzańska – ul. G. Narutowicza – ul. Kubusia Puchatka – ul. Cieszyńska – ul. Literacka – Przystanek PKP Śródborów.

Szlak jest wyznakowany w terenie znakami biało-żółtymi.

Trasa biegnąca wyłącznie ulicami Soplicowa i Śródborowa. Są to otwockie dzielnice powstałe na początku lat 20-tych ubiegłego wieku. Zostały one rozplanowane zgodnie z panującą w tym czasie w Europie modą na wznoszenie tzw. miast ogrodów. Pozwala na zaznajomienie się z porozrzucanymi wśród otwockich sosen okazałymi modernistycznymi willami, dawnymi sanatoriami i pensjonatami. Na trasie najwyższe wzniesienie na terenie Otwocka, wydma Meran, która swoją nazwę zawdzięcza włoskiemu kurortowi położonemu w Alpach.

Śródborów powstał w 1922 r. jako miasto-park leśny, mający spełniać modną wówczas idee miasta-ogrodu. Była to inicjatywa społeczna  Towarzystwa „Śródborów”, które starało się o założenie wzorcowego osiedla utrzymanego w tym duchu. W skład udziałowców Towarzystwa wchodzili zamożni mieszkańcy Warszawy, Łodzi, Krakowa, Ozorkowa a nawet Berlina. Po studiach terenowych przeprowadzonych wokół Warszawy wybrano właśnie to miejsce na realizację tego unikatowego projektu. Ówcześni właściciele nie chcieli jednak sprzedać terenów. Decyzję zmienili dopiero wtedy, gdy zostali przyjęci na udziałowców Towarzystwa. Z wielkim trudem uzyskano zwolnienie spod ochrony leśnej i przeznaczenie terenów pod zabudowę letniskową. Plan miasta-ogrodu sporządził Zdzisław Kalinowski, który wzorował się na „najlepszych wzorach europejskich” jak Hampstead i Hellerau. W planie przewidziano 19% powierzchni na ulice o szerokości od 10 do 14 m oraz 15 mórg pod place i zieleńce. Zarezerwowano place pod obiekty użyteczności publicznej: kościół, dwie szkoły, boiska, straż ogniowa, halę targową i plac zabaw dla dzieci. W 1923 r. plan został zatwierdzony i zbudowano pierwszych 10 wzorcowych domów zaprojektowanych przez prof. Rudolfa Świerczyńskiego.  Do 1932 r. w Śródborowie wybudowanych już było 100 domów, 30 pensjonatów i komfortowy hotel-pensjonat dla 100 osób. W 1923 r. na koszt Towarzystwa zbudowano przystanek kolejowy i zainstalowano połączenie telefoniczne z Warszawą. W 1925 r. wzniesiono własną elektrownię. Z czasem Towarzystwo podzieliło się na dwie mniejsze spółki i w 1929 r. występuje już Towarzystwo Miast, Ogrodów i Uzdrowisk w Polsce Sp. Z o.o. oraz „Śródborów” Sp. z o.o. W 1932 r. mimo protestów Towarzystwa i mieszkańców, Śródborów został wchłonięty przez Otwock. Pod koniec okresu międzywojennego zamieszkiwali tu zamożni obywatele z Warszawy, lekarze, bankowcy, finansiści i przedstawiciele wolnych zawodów. Zamawiali oni projekty swoich domów wśród najbardziej wziętych architektów warszawskich, absolwentów Wydziału Architektur Politechniki Warszawskiej a także przedstawicieli środowiska lwowskiego i łódzkiego. Znajdziemy tutaj realizacje projektów takich architektów jak: Jerzy Gelbard, Roman Sygalin, Wacław Wezer, Jerzy Stackelberg, Szymon Syrkus, Henryk Bum, Lucjan Korngold, Maksymiian Kon, Rubin Szwarc a także Alfred Zacharewicz i Witold Szereszewski. Architektura powstających willi i pensjonatów nowego osiedla odbiegała znacząco od powstających od końca XIX w. budowli „świdermajerowskich” na linii otwockiej. W projektach budynków wykorzystywano elementy charakterystyczne dla nowych nurtów w architekturze lat 20 i 30-tych XX w. Kierowano się założeniami architektury nowoczesnej oraz szeroko stosowano formy rozpowszechnione w architekturze światowej. Nowe domy nie wznoszone były z drewna jak w Otwocku, ale w oparciu o nowoczesne konstrukcje murowano-stalowe z elementami żelbetonowymi. Bryły domów składają się z prostopadłościanów o różnej wielkości i wysokości z czasami dodawanymi walcami i półokręgami. Elewacje nie mają żadnych dodatkowych „zbędnych” ornamentów. Elementami ozdobnymi są w nich rzędy okien, balkony i tarasy. Budynki były dobrze wkomponowane w otoczenie na dużych działkach o średniej wielkości około 2500 m2. Wokół budynków starannie projektowano ogrody dopasowując je do ukształtowania terenu i istniejącej zieleni. Do dzisiaj na terenie osiedla zachowało się nie tylko wiele drewnianych świdermajerów, ale i świetnych przykładów budynków modernistycznych pamiętające dobre lata 20 i 30-te ubiegłego wieku. Nazwy pensjonatów mówią same za siebie: „Promień” przy ulicy Szwoleżerów, „Beatrycze” B. Lichtenbaumowej w domu Weismana przy ulicy Syrokomli róg Rejtana, „Dom w lesie” przy ulicy Zamenhofa, „Palace” przy Alei Róż czy „Zacisze” przy ulicy Norwida. Wszystkie one figurują w otwockich informatorach z lat 30-tych i świadczą o wielkich aspiracjach ich właścicieli.

Soplicowo.

Osiedle powstało i zostało rozplanowane po 1921 r. z inicjatywy Edwarda Kasperowicza. Układ urbanistyczny został skomponowany zgodnie z powszechnie wtedy panującą modą na miasta-ogrody. Pod nowe osiedle zakupiono ok. 115 morg lasu należącego do majątku Wawrzyńców dóbr Glinianka i rozdzielono na bardzo dogodnych warunkach pomiędzy 50 udziałowców, wyznaczając każdemu po 2 morgi. Na 12 morgach wydzielonych na cele publiczne zaprojektowano umieszczenie: szkoły, kaplicy, parku, targowiska i boiska sportowego. Chętnych do zamieszkania było więcej, dlatego zarząd stowarzyszenia nabył od hr. Jezierskiego kolejne 150 morg lasu przyległego do osiedla z folwarku Anielin dóbr otwockich. Uliczki Soplicowa promieniście odchodzą od długiej ulicy centralnej, jaką jest ulica Księcia Józefa Poniatowskiego. Autorem rozplanowania był Feliks Michalski a projektantami domów m.in. Józef Sigalin, Lucjan Korngold i Jerzy Gelbard. Nazwa kolonii i nazwy wszystkich ulic na wschód od ul. Gabriela Narutowicza (oryginalnie ulica nazywała się Aleją Narutowicza) nawiązują do poematu „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza, co stanowi formę hołdu dla Michała Elwiro Andriollego, ilustratora narodowej epopei. Na zachód od ulicy Gabriela Narutowicza wszystkie ulice za swoich patronów mają bohaterów narodowych z okresu walk o niepodległość. Soplicowo zostało włączone w granice Otwocka na mocy rozporządzenia Rady Ministrów w 1932 r. Jest to jedno z dwóch tego typu założeń urbanistycznych w granicach dzisiejszego Otwocka, drugim jest osiedle park leśny Śródborów. W okresie międzywojennym w Soplicowie zamieszkało wielu urzędników państwowych i samorządowych. Swoje domy wybudowali tutaj m.in. otwocki radny i społecznik Edward Kasperowicz czy minister pracy i opieki społecznej Ludwik Darowski. Po 1944 r. dużą część Soplicowa została wyłączona z ogólnego użytkowana przez NKWD i UB, które zajęło wiele znajdujących się tutaj willi i pensjonatów na swoją siedzibę. Między innymi kwartały ulic: Narutowicza – Poniatowskiego – Hrabiego – Andriollego i Narutowicza – Sułkowskiego – Czackiego – 3 Maja, były odgrodzone płotami i drutem kolczastym od reszty osiedla a wstęp na ten teren był możliwy tylko za okazaniem specjalnej przepustki. Podobnie było utrudnione poruszanie się ulicą Poniatowskiego na odcinku od ulicy 3 Maja w kierunku ulicy Narutowicza. Ten teren w 1944 r. został zajęty przez WUBP i MO. W dzisiejszym domu przy ulicy Poniatowskiego 20 mieściła się wartownia MO, gdzie trzeba było otrzymać przepustkę na poruszanie się po tym terenie. W domu przy ulicy Poniatowskiego 31 mieścił się w latach 1944-45 areszt śledczy Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Ponadto, miejsce to upodobali sobie prominentni działacze komunistyczni. Przy ulicy Narutowicza swoje wille posiadali Jakub Berman i Władysław Kowalski a w późniejszych latach przy ulicy Sułkowskiego, Władysław Gomółka.

Spacer rozpoczynamy na przystanku kolejowym w Śródborowie. Jeszcze dziesięć lat temu na stacji (od strony Alei Róż), stał mały drewniany budynek z altaną z okresu powojennego,  będący dobrym przykładem architektury kolejowej okolic Otwocka. 

Liczne klomby otaczały cały przystanek. Wiodły z niego kamienne schodki w kierunku zdziczałego obecnie, zaniedbanego śródborowskiego parku rozciągającego się wzdłuż ulicy Narutowicza aż do ulicy Kubusia Puchatka. Niestety, opuszczony i dewastowany budynek został rozebrany przez administrację PKP kilka lat temu a cały teren wokół splantowany tak skutecznie, że nie pozostał po całym założeniu nawet najmniejszy ślad. Peronem idziemy w kierunku Pilawy i skręcamy w prawo w ulicą Armii Krajowej i ponownie w prawo w ulicę Wojskiego. Idziemy nią dalej zagłębiając się w uliczki Soplicowa. Po kilkudziesięciu metrach dochodzimy do promienistego skrzyżowania ulicy Wojskiego z ulicami Łowiecką i Żebrowskiego. Ksiądz Stanisław Żebrowski był wieloletnim proboszczem w Śródborowie. Na wniosek mieszkańców został on patronem tej uliczki. Szkoda, że Rada Miasta przychyliła się do tego wniosku, ponieważ tym sposobem została złamana 80-letnia tradycja nazewnictwa ulicznego w tej części Otwocka. Zgodnie z oryginalnym rozplanowaniem tego osiedla ulice na wschód od ul. Narutowicza otrzymały nazwy nawiązujące do narodowego poematu „Pan Tadeusz” pióra Adama Mickiewicza i powinno to zostać uszanowane. Zasłużonemu proboszczowi śródborowskiej parafii można było przydzielić ulicę w powstającym w tym czasie osiedlu domów jednorodzinnych w Jabłonnie (też należącej do tej parafii). Za skrzyżowaniem po prawej stronie mijamy dużą, piękną, przedwojenną, willę „Dworek Milla”. 

W latach 30-tych XX w. mieszkał tutaj Henryk Goldkopf, który jako jeden z nielicznych posiadał w Soplicowie telefon i jest wymieniany w wykazie abonentów telefonicznych z 1938 i 1939 r. Po II wojnie światowej, do lat 60-tych, mieściła się tutaj Szkoła Podstawowa nr 2. Idąc dalej przechodzimy mostkiem nad korytem Pogorzelskiej Strugi i skręcamy w lewo w ul. Bukową. Pogorzelska Struga jest niewielkim strumieniem wypływającym z pól w rejonie wsi Jatne, przepływającym przez Dyzin, Glinę, Pogorzel i wsiąkającym w piaszczysty grunt na terenie Soplicowa nie uchodząc do żadnego większego cieku wodnego. Okresowo, szczególnie w suche lato strumień na terenie Soplicowa jest całkowicie wyschnięty, ale zdarzają się lata, gdy po szczególnie obfitych opadach wody Pogorzelskiej Strugi przelewają się przez okoliczne lasy dopływając do ulicy Narutowicza i dalej tą ulica płyną do kanału w rejonie ul. Andriollego. Idziemy prosto ulicą Bukową. Po prawej stronie, w zaroślach widać betonową „bramę do lasu”. W tym miejscu miał stanąć sklep. Niestety inwestycja nie została zrealizowana a pamiątką po niej jest stojąca do dzisiaj niby brama. Wędrujemy dalej za drogowskazami, które prowadzą nas do pomnika lotników. W katastrofie lotniczej 11 XI 1998 r. zginęli: mjr. pil. Tomasz Pajórek i mjr. pil. Mariusz Oliwa. Ci doświadczeni piloci wystartowali samolotem TS-11 „Iskra” z lotniska w Mińsku Mazowieckim. Mieli zbadać warunki pogodowe do defilady powietrznej nad Warszawą w Dniu Niepodległości. Pogoda była fatalna, samolot uległ oblodzeniu i spadł a lotnicy ponieśli śmierć na miejscu. W rocznicę tragedii postawiono głaz pamiątkowy na niewielkim podwyższeniu otoczonym kamiennym murkiem i drewniany krzyż. Co roku w rocznicę tragedii, 11 listopada o godzinie 15 odbywa się pod pomnikiem polowa msza święta, w której biorą licznie udział rodziny i koledzy pilotów oraz mieszkańcy Otwocka.

Cofamy się nieco do ulicy Bernardyńskiej i skręcamy w nią. Po lewej stronie mijamy rozległy teren dawnego Młodzieżowego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego rozciągający się od ulicy Bukowej aż po zarastającą ulicę Jacka.

W okresie międzywojennym całość należała do inżyniera Ignacego a’Donau-Szpindlera i jego rodziny. Rodzina a’Donau-Szpindlerów pochodziła z dawnych Kresów Wschodnich i w okresie rewolucji bolszewickiej musiała opuścić swój majątek i uciekać przed czerwonym terrorem. Po kilku zmianach miejsca zamieszkania ostatecznie osiedlili się w otwockim Soplicowie. Inżynier Ignacy a’Donau-Szpindler był absolwentem puławskiego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego. Pierwszy z murowanych budynków o bryle przypominającej dworek to przedwojenna „Willa Zadumana” (obecnie Bernardyńska nr 13a dawniej nr 1) wzniesiona przed 1928 r. Mieścił się w niej pensjonat prowadzony przez dentystkę Jadwigę a’Donau-Szpindlerową. Ogród wokół willi w 1929 r. zaprojektował sam Wacław Tański, główny ogrodnik Łazienek Królewskich, wykładowca w Wyższej Szkole Ogrodniczej (poprzedniczce Wydziału Ogrodniczego SGGW) i projektant otwockiego parku miejskiego. Ozdobami parku były: mini fontanna usytuowana na południe od budynku, kort tenisowy i murowana altana od strony ulicy Bernardyńskiej. Za willą od strony lasu wznosi się niewielki drewniany dom nazywany „Belweder”. Przebywał w nim, a raczej odpoczywał, prof. Stanisław Wojciechowski, Prezydent RP w latach 1922-26. To na pamiątkę jego pobytu domek ten został nazywany „Belwederem”. Nieco dalej, również po lewej stronie wznosi się dwupiętrowy, okazały budynek o oryginalnej architekturze. Jest to „Willa Sopliczanka” (obecnie Bernardyńska nr 13 dawniej nr 3) wzniesiona w latach 1929-39. Książka telefoniczna z 1939 r. podaje, że mieścił się tutaj „Ośrodek Zdrowia i Humoru”, co nie jest do końca prawdą. Pensjonat był przygotowany do otwarcia na jesieni 1939 r., co ze względu na wybuch wojny się nie odbyło. O tym najbardziej okazałym pensjonacie Soplicowa pisał Cezary Jellenta w 1935 r.: 

„O kilometr dalej ku przestrzeniom, jeszcze szczęśliwie nie zaludnionym, w świetnem miejscu szczerego zalesienia, zwanem „Soplicowo”, czeka na swoje wykończenie gmach dużego osiedla, zapowiadający tem, co już jest do widzenia, że chce być architektonicznie niebanalnym. Jakieś podcienia, arkady, przybudówki, kaplica. Obyż jak najprędzej wyszedł z powijaków!” 

W okresie okupacji hitlerowskiej w budynkach znajdowała szkoła podoficerska Wehrmachtu a bezpośrednio po wyzwoleniu zajmowała go Armia Czerwona. Po II wojnie światowej państwo przejęło całą nieruchomość za długi ciążące na hipotece za niespłacony kredyt zaciągnięty na budowę „Sopliczanki”. Kredyt ten miał być spłacany z dochodów z pensjonatu. Plany te niestety przekreślił wybuch wojny i przejęcie obiektu przez okupanta. Później, w obydwu budynkach mieścił się dom dziecka prowadzony przez TPD. W I połowie lat 50-tych XX w. znalazły tutaj schronienie dzieci koreańskie, ofiarny wojny toczonej na Półwyspie Koreańskim. Pamiątką po ich pobycie jest zaniedbany i zarośnięty krzewami pomnik przyjaźni polsko-koreańskiej.

Po likwidacji domu dziecka działał tu do lat 90-tych ubiegłego wieku ośrodek szkolno – wychowawczy dla dziewcząt. Pomiędzy „Zadumaną” a „Sopliczanką”, przy samej ulicy stoi niewielki, dobrze utrzymany, drewniany domek z lat 20-tych ubiegłego wieku, wzniesiony również przez a’Donau-Szpindlerów. Do dzisiaj mieszkają w nim ich potomkowie. Obecnie działka podzielona jest na trzy oddzielne posesje należące do różnych osób prywatnych. Dawna „Willa Zadumana” jest własnością prywatną, użytkowaną okazjonalnie. Natomiast dawny pensjonat „Sopliczanka” jest zaniedbany przez obecnego właściciela i popada w ruinę a szkoda, bo odnowiony mógłby stanowić ozdobę całej dzielnicy.

Po prawej stronie ulicy Bernardyńskiej dzisiaj mijamy tylko las. Przed II wojną światową, w lesie tym, naprzeciwko „Sopliczanki” wybudowana został niewielka willa nazywana „Muchomorem”. Po wojnie została rozebrana i do dnia dzisiejszego pozostały po niej tylko nikłe ślady.

Na rogu ulicy Lipowej, wznosi się niezbyt okazała, przedwojenna „Willa Jagódka” należąca w 1938 r. do Leona Dzwonkowskiego, emerytowanego radcy skarbu (obecnie Bernardyńska 17 dawniej Bernardyńska 5). W narożu posesji, za ogrodzeniem, leży na ziemi niepozorny kamień z wyrytą inskrypcją upamiętniającą Powstanie Warszawskie 1944 r.

Jest to jedyny prywatny pomnik w Otwocku. W tym miejscu warto zboczyć odrobinę z trasy i skręcić w ulicę Lipową. Nieco za skrzyżowaniem po prawej stronie Idziemy dalej przechodząc przez niewielkie wzniesienie. Po kilkudziesięciu metrach z prawej strony widać dużą, zadbaną posesję o prawie hektarowej powierzchni przy ulicy Lipowej 10/12. Na jej środku wznosi się przepiękna, biała willa wybudowana pomiędzy 1930 a 1935 r. 

Jest to budynek piętrowy wzniesiony na rzucie zbliżonym do kwadratu o cechach typowych dla willi modernistycznych, wznoszonych masowo w Soplicowie i Śródborowie w okresie międzywojennym. Willa ta na początku była połączona w jedną całość z sąsiednią willą Darowskich stojącą od strony ulicy Myśliwskiej 9. Została ona wybudowana dla syna pierwszych właścicieli. Dlatego też okazały front willi z półkolistym wybrzuszeniem, dużym tarasem na długości całej elewacji i półokrągłym balkonem na piętrze, znajduje się od strony ulicy Myśliwskiej a nie Lipowej, do której jest przyporządkowany. Od tarasu do sąsiedniej willi biegł chodnik wysadzany dookoła ozdobnymi krzewami a w połowie drogi znajdowało się okrągłe oczko wodne (być może była to fontanna). Ozdobne krzewy zobaczyć można w kilku miejscach wokół willi. Szczególnie efektownie prezentuje się uformowane z nich półkole naprzeciwko tarasu. Obecny właściciel wspomina, że jak porządkował teren wokół budynku to odnajdował jeszcze resztki krawężników wytyczających wspomniane alejki. Obejrzenie samego, pieczołowicie odnowionego budynku dookoła przynosi wspaniałe wrażenia estetyczne. Zobaczymy tutaj i okazały taras od strony elewacji ogrodowej, i przeszklone ściany salonów oraz efektowne, również przeszklone wybrzuszenie. Na uwagę zasługują zachowane oryginalne balkony oraz umieszczone w kilku miejscach kolumny i kolumienki wnoszące nutę historyzmu w tą na wskroś modernistyczną budowlę.

Wracamy do ulicy Bernardyńskiej i skręcamy w lewo. Po dojściu do ulicy Poniatowskiego skręcamy w nią w lewo i po chwili dochodzimy do poprzecznej ulicy Barskiej (nieoznakowywanej na współczesnych planach miasta). Po drugiej stronie, nieco z prawej strony, widzimy bramę wjazdową. 

Podobna furtka znajduje się w ogrodzeniu od strony ulicy Myśliwskiej. Na środku terenu wznosi się okazały, dwupiętrowy budynek. Jest to okazała przedwojenna „Willa Arcy” Rykwertów.  

Elżbieta i Szymon Rykwertowie zakupili w 1935 r. działkę pod budowę domu letniego z gruntów dawnego folwarku Pogorzel dóbr otwockich. Projekt willi na ich zlecenie wykonał Lucjan Korngold. Willa została zaprojektowana jako jednorodzinny, piętrowy, całoroczny dom mieszkalny.

Wnętrze budynku było podzielone na część prywatną i część reprezentacyjną. Na parterze znajdowały się: główne wejście prowadzące do sieni z klatką schodową, obszerny hol-salon ze schodami na górną kondygnację i kominek. W części północnej willi znajdowała się kuchnia, tzw. kredens, łazienka, pokój gościnny i służbowy. Pokoje sypialne właścicieli, bony i służby znajdowały się na piętrze. Zarówno z jadalni, jak i z holu na parterze można było wyjść na dwupoziomowy taras, a dalej, przez arkadowe podcienia, do reprezentacyjnego ogrodu ukształtowanego tarasowo wokół willi. Z niższego tarasu pośredniego schodziło się schodami do ogrodu rekreacyjnego z basenem kąpielowym. Uporządkowany modernistyczny ogród zajmował tylko część parceli. Od strony południowej i wschodniej budynek sąsiadował z sadem i ogrodem warzywnym, którym zajmował się zatrudniony przez właścicieli ogrodnik.

Tuż po rozpoczęciu wojny we wrześniu 1939 r. Rykwertowie wyjechali przez Wilno, Kowno, Estonię i Szwecję do Londynu. Większą część drogi odbywali razem z Aleksandrą Piłsudską. Ich syn Józef urodzony w 1926 r. w Warszawie mieszka w Londynie do dzisiaj. Obecnie Joseph Rykwert jest jednym z najwybitniejszych historyków architektury oraz autorem wielu kluczowych prac w dziedzinie historii i krytyki architektury, m.in.: „The Dancing Column” (1996), „The Seduction of Place” (2000), „The Judicious Eye” (2008). Wykłada na prestiżowych uczelniach na całym świecie. Po II wojnie światowej willa został przejęta na Skarb Państwa. Umieszczono w niej dom dziecka i z czasem znacznie rozbudowana. Do 30 września 2012 r. znajdował się tutaj Dom Dziecka nr 14. Bryła budynku jest dość prosta, ale można się w niej dopatrzeć kilku ciekawych elementów architektonicznych. Od strony wjazdu na uwagę zasługuje wysunięta do przodu i przesunięta lekko w lewo od środka budynku klatka schodowa w kształcie wieży. Na parterze, z lewej strony „wieży” zobaczyć można stylizowane podwójne romańskie okno przedzielone kolumienką. Podobne okno znajduje się również w ścianie od strony północnej. Z prawej strony budynku znajduje się okazały salon, w oknach którego zachowały się oryginalne, kute kraty. Na uwagę zasługuje też oryginalna, kuta lampa, zwisająca na łańcuchu z prawej strony „wieży”. Od zachodu i południa zachowały się oryginalne tarasy, węższy od strony ulicy Barskiej i szerszy oraz dłuższy od strony ulicy Hrabiego, oskarpowane łamanymi kamieniami granitowymi. Wokół domu zachował się też rozległy park obecnie zaniedbany. Od ulicy do willi prowadzi szeroka droga, po bokach której zachowały się ślady dwóch chodników. W trawie znajdziemy jeszcze przedwojenne krawężniki je wyznaczające. Przy zachowanej furtce zobaczymy również niewielki murek z łamanych kamieni granitowych i dwa kamienne schodki wprowadzające na alejkę biegnącą do willi. Po drugiej stronie ulicy Myśliwskiej pod numerem 9 zachował do dzisiaj okazały budynek przedwojennej „Willa Jałowiec”. Wzniesiona w duchu architektury narodowej prawdopodobnie na przełomie lat 20-tych i 30-tych XX w. Należała do Ludwika Darowskiego, ministra pracy i opieki społecznej w 9 kolejnych rządach w latach 1921-24 oraz wojewody łódzkiego i krakowskiego w latach 1925-29. Po II wojnie światowej mieścił się w niej dom dziecka oraz ośrodek wychowawczy dla dziewcząt (ten sam co i przy ul. Lipowej 10/12). Dzisiaj willa prezentuje się wspaniale, dzięki gruntownemu remontowi przeprowadzonemu przez obecnych właścicieli.

Wychodzimy na ulicę Barską i skręcamy w lewo. Idziemy prosto, przechodzimy przez ulicę Hrabiego i pod linią wysokiego napięcia. Zaraz za nią skręcamy w wąską ścieżkę odchodzącą z lewej strony. Podążając ścieżką wschodzimy na szczyt Łysej Góry wyniosłej na kilkanaście metrów nad okalającym terenem. Rozciąga się z niej daleki widok ponad Lasami Otwockimi w kierunku Karczewa. Widoczne stąd drzewa są stosunkowo młode, mają tylko po kilkanaście lat. Rosną one na terenie wielkiego pogorzeliska, które powstało w wyniku największego pożaru lasu, jaki miał miejsce w rejonie Otwocka. Z samą górą związane są liczne niesamowite opowieści jakoby na jej szczycie odbywały się sabaty czarownic. Być może są to zniekształcone przekazy o odprawianych tutaj przed wiekami pogańskimi rytuałami.

Wracamy do ulicy ks. J. Poniatowskiego i idziemy nią pośród sosnowego lasu w kierunku północno – zachodnim. Po przejściu kilkuset metrów skręcamy w lewo w niezabudowaną w tym miejscu ulicę płk J. Sułkowskiego. Idziemy tą ulicą w kierunku zachodnim mijając po obydwu stronach dorodny sosnowy las oraz kolejne niezabudowane ulice Soplicowa: Klucznikowską, Protazego, Jankiela, Gerwazego i Telimeny. Dochodzimy do ulicy Tadeusza. Po prawej stronie mijamy piętrową przedwojenną willę (Tadeusza 37), zachowaną w nienajgorszym stanie a obecnie zamieszkałą przez przygodnych lokatorów, będącą w administracji otwockiego ZGM-u. Na uwagę zasługuje garaż samochodowy w piwnicy budynku z zachowanymi oryginalnymi, przedwojennymi drzwiami garażowymi. Uwzględnienie przed II wojną światową w projekcie domu miejsca na samochód świadczy o zamożności właścicieli willi i ich wysokim statusie społecznym.

Przechodzimy na drugą stronę ulicy Tadeusza. Po prawej stronie mijamy szczelnie ogrodzoną posesję i okazałą, kamienną bramę wjazdową. Jest to duża przedwojenna willa należąca do Norberta Bernsteina przy ulicy Sułkowskiego 11, przejęta po II wojnie światowej przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego i później Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. W latach 60-tych ubiegłego wieku na mieszkanie upatrzył ją sobie I sekretarz PZPR Władysław Gomółka, stąd jej potoczna nazwa „Gomółkówka”, używana do dzisiaj. W stanie wojennym w 1982 r. w budynku przetrzymywani byli internowani działacze „Solidarności”, w tym według niepotwierdzonych informacji nawet Lech Wałęsa. W połowie lat 90-tych budynek użytkowała społeczna fundacja prowadząca terapię zajęciową z dziećmi dotkniętymi porażeniem mózgowym. Obecnie swoją siedzibę ma tutaj Zarząd Mazowieckiego Zespołu Parków Krajobrazowych (obejmujący również Mazowiecki Park Krajobrazowy). Można tutaj przyjechać z grupą dzieci i młodzieży na ciekawe zajęcia edukacyjne dla z zakresu ekologii oraz przespacerować się wokół budynku interesującą ścieżką edukacyjną. Ponadto pracownicy Parku prowadzą tu jedyny w okolicy Ośrodek Rehabilitacji Ptaków, w którym obecnie przebywają myszołowy i puszczyki. Na uwagę zasługuje również sam budynek Zarządu wzniesiony w latach 30-tych XX w. w stylu modernistycznym. Niestety powojenne przeróbki i przebudowy zatarły częściowo pierwotny wygląd. Jednak do dzisiaj ciekawie prezentuje się przeszklona bokiem klatka schodowa od podwórza i duży, efektowny taras wraz z balkonem na całej długości ściany od strony ulicy Sułkowskiego. Wokół budynku zachował się park, w którym jednak nie znajdziemy już dzisiaj śladów pierwotnego rozplanowania.

Idziemy dalej prosto ulicą płk J. Sułkowskiego mijając po drodze ulice: Zosi, G. Narutowicza, T. Czackiego, gen. J. Chłopickiego i dochodzimy do Placu Wolności. Po drodze mijamy kilka przedwojennych willi schowanych w głębi rozległych posesji m.in.: T. Czackiego 14, Plac Wolności 3. Sam plac został zaprojektowany jako centralne miejsce Soplicowa w 1921 r. Po rozszerzeniu osiedla podobny plac został zaprojektowany u zbiegu ulic: ks. J. Poniatowskiego, Gerwazego, Protazego i gen. J. Skrzyneckiego. Przed II wojną światową odbywały się tutaj zawody konne. Cezary Jellenta w 1935 r. tak opisuje ten plac: 

„Na razie zawody konne, zarówno tegoroczne jak i zeszłoroczne – odbywają się one na Placu Wolności, wielkim hallu lasów, - nie wywołały żadnych wstrząśnień. Zanotowano kilka niewziętych przeszkód i kilka damskich upadków z koni – nic więcej.” Cały teren Placu został zalesiony dopiero po II wojnie światowej.

Skręcamy w ulicę gen. J. H. Dąbrowskiego i następnie w lewo w ulicę Legionów. Mijany z prawej strony zniszczony, piętrowy budynek przy Dąbrowskiego 3 wzniesiony w 1924 r. Niestety jego los jest przesądzony, ze względu na fatalny stan techniczny został przeznaczony do rozbiórki. W latach 30-tych ubiegłego wieku funkcjonował w budynku Pensjonat „Wiktorówka” kategorii I, w którym mieszkała lekarka Zofia Dobrowolska. Dookoła budynku zachowały się resztki ponad hektarowej wielkości parku z kilkoma okazami sosen, świerków, lip i ozdobnych krzewów oraz tzw. stróżówka (Dąbrowskiego 3a), w której mieszkała służba pracująca w Pensjonacie.

Podążamy w kierunku północno-zachodnim ulicą Legionów, która w okresie Polski Ludowej została przemianowana na ulicę Witolda. Dawna nazwa została przywrócona na początku lat 90-tych XX w. Mijamy po drodze w przeważającej mierze współczesną zabudowę jednorodzinną. Pod koniec ulicy z lewej strony widzimy duży zaniedbany teren pomiędzy ulicami Legionów i Traugutta. Prowadzi na niego ceglana furtka. W głębi wznosi się zaniedbany piętrowy przedwojenny pensjonat.

Po wyzwoleniu w 1944 r. budynek był zajęty przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Otwocku. Dzisiaj budynek posiada podwójną numerację ulica Legionów 4 i Traugutta 7. Na posesji dalej przy ulicy Legionów 2 wznosi się piętrowy pałacyk wzniesiony w latach 1930-32 w tzw. stylu narodowym dla ówczesnego burmistrza Otwocka Michała Górzyńskiego.

Pałacyk należał wtedy do najpiękniejszych domów w mieście. W latach 30-tych ubiegłego wieku mieścił się tutaj Pensjonat „Zulita” (vel „Julita”) prowadzony przez wdowę po burmistrzu Zofię Górzyńską. Pensjonat funkcjonował do 1938 r. Następnie właścicielką budynku została Jolanta Birnbaum. Przez kilka miesięcy 1940 r. w willi mieściła się niemiecka szkoła podstawowa dla ok. 18 dzieci, prowadzona przez niemieckiego nauczyciela Gerarda Braunsa na koszt otwockiego samorządu. Po likwidacji szkoły od jesieni 1940 r. urzędowało tu podobno gestapo. Przez długie lata po II wojnie światowej w pałacyku mieściła się Wojskowa Komenda Uzupełnień a od paru lat prywatne przedszkole.

Wychodzimy na ulicę Poniatowskiego, gdzie kierujemy się w lewo w stronę widocznej, najstarszej w Otwocku stacji paliw, należącej obecnie do PKN Orlen. Starsi mieszkańcy miasta pamiętają kłopoty z kupnem paliwa w latach 80-tych XX w. i jego reglamentacją na kartki. Wtedy, żeby nawet wykupić przysługujący przydział paliwa na samochód trzeba było odstać swoje w tasiemcowej kolejce, która wiła się wzdłuż ulicy Poniatowskiego i Pułaskiego a czasami nawet Andriollego lub Partyzantów. Przed stacją paliw po lewej stronie widać duży, piętrowy, przedwojenny budynek, wzniesiony zapewne tuż po I wojnie światowej przy ulicy Poniatowskiego 16 (dawniej Lubelska 16) należący w 1925 r. do niejakiego Goldfarba a następnie do Prezesa Gminy Żydowskiej w Otwocku Pinkasa Kacenelenbogena. W 1938 r. właścicielką budynku była Gitta Rozenblum. Pokoje w willi wynajmowane były letnikom i kuracjuszom. Od strony ulicy Traugutta stoi niewielki parterowy domek (Poniatowskiego 16a), który też należał do posesji Kacenelenbogena i mieścił stajnię dla koni oraz mieszkanie dla służby i stróża.

Wracamy ulicą ks. J. Poniatowskiego w kierunku południo-wschodnim. Z lewej strony mijamy, schowaną w lesie dobrze zachowaną, przedwojenną modernistyczną willę z 1923 r. przy ulicy Poniatowskiego 23. Prowadzi do niej zachowana, oryginalna przedwojenna furtka. Sam budynek jest dwupiętrowy. Od strony ulicy w centralnej części znajduje się rozległy taras prowadzący zapewne pierwotnie do okazałego salonu. Z lewej strony znajduje się półkolisty występ z tarasem na piętrze w tym samym kształcie a z prawej strony również występ z balkonem na piętrze tylko że w kształcie prostokąta. Wejście do budynku z klatką schodową znajduje się od tyłu. Warto wejść na nią i zobaczyć bardzo dobrze zachowaną lastrykową posadzkę ozdobioną figurami geometrycznymi oraz oryginalne poręcze przy schodach. Wokół zachował się pierwotnie ładnie skomponowany, a obecnie zdziczały park oraz oryginalny chodnik prowadzący od furtki do willi wysadzany drzewiastymi tujami. Pierwotnie działka obejmowała również dzisiejszy numer 21 gdzie znajdowała się główna brama wjazdowa oraz budynek dozorcy tzw. stróżówka z garażami, który rozbudowany i pozbawiony cech stylowych stoją do dzisiaj. Tuż za skrzyżowaniem z ulicą Legionów na samym rogu stoi niepozorny, murowany budynek otynkowany na kolorowo (Poniatowskiego 20). Jest to pozostałość po dużej „Willi Wenecja”. W samej willi, która była dużym piętrowym drewnianym budynkiem mieścił się przez długie lata PRL-u sklep, z którego mogli korzystać tylko funkcjonariusze MO tzw. „konsumy”. Teren ten oraz znajdujące się po drugiej stronie ulicy Poniatowskiego, już nieistniejące, dwa przedwojenne pensjonaty (Poniatowskiego 27 i 29) wykorzystywała po wojnie Milicja Obywatelska a od 1990 r. Policja na siedzibę Komendy Powiatowej (później Rejonowej). Na danym terenie Komendy dzisiaj budowane jest osiedle domów wielorodzinnych „Soplicowo”. Jest to jedno z ładniejszych osiedli wznoszonych obecnie w Otwocku.

Nieco dalej na łuku ulicy z lewej strony widać w głębi dużą modernistyczną willę wzniesioną w latach 1935-37 przy Poniatowskiego 31.

Budynek jest piętrowy o bardzo ciekawym kształcie. Są to jak gdyby dwie prostokątne bryły złączone tylnymi narożami. Wokół elewacji frontowej zachowały się oryginalne tarasy i narożne balkony z jednej strony zaokrąglone. Na tyłach budynku zachował się również niewielki budynek stróżówki. Wejście do willi z owalnym holem przed klatką schodową znajduje się od frontu w narożu, lekko cofnięte w stosunku do reszty budynku. Warto wejść na nią i zobaczyć bardzo dobrze zachowaną, ale zaniedbaną, posadzkę z klepki dębowej oraz oryginalne drewniane poręcze przy schodach. Po wyzwoleniu w 1944 r. w budynku mieścił się areszt śledczy Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Tutaj prowadzone były przesłuchania więźniów, którymi byli przede wszystkim byli żołnierze AK czy osoby uznane za wrogie dla nowego ustroju „demokracji ludowej”. Do dzisiaj zachowały się w dwóch piwnicach oryginalne drzwi „aresztanckie” z charakterystycznymi wizjerami oraz otwory wentylacyjne poprzegradzanie siatką metalową. Po wyprowadzeniu się MO budynek został przejęty przez MSW na dom mieszkalny dla pracowników resortowych, głównie z otwockich szpitali. Nieco dalej, również z lewej strony widać najstarsze osiedle mieszkaniowe w Otwocku powstałe na zlecenie Ministerstwa Publicznego przy ulicy Poniatowskiego 33-39. Według nie do końca sprawdzonych informacji inspiratorem jego budowy był sam minister Radkiewicz. W tym miejscu planowana była też budowa dużego sanatorium (szpitala?) MBP, ale z wielkich planów zrealizowano tylko osiedle przeznaczone dla personelu lekarsko-pielęgniarskiego. Później zamieszkali w nich pracownicy sanatorium MSW przy ulicy B. Prusa. Trudno określić jednocześnie czas ich powstania według różnych źródeł wybudowano je od przełomu 1949/50 r. do 1955/56 r. Obecnie budynki są w administracji otwockiego ZGM-u i wspólnot mieszkaniowych. Oglądając ciekawą architekturę bloków, nawiązującą do oszczędnego historyzmu okresu międzywojennego, warto zwrócić uwagę na zachowane oryginalne wyposażenie klatek schodowych oraz pierwotnie podświetlane numery porządkowe. Od strony ulicy zachowało się oryginalne ogrodzenie osiedla z lat 50-tych XX w.

Idziemy dalej mijając ulice gen. J. H. Dąbrowskiego z prawej strony i nieużywaną, zarastającą Ułańską z lewej strony. Dochodzimy do okazałego budynku Gimnazjum nr 2 im. Ireny Sendlerowej przy ulicy Poniatowskiego 47/49. Budynek został wybudowany w połowie lat 60-tych ubiegłego wieku w dużej części w czynie społecznym, w który zaangażowani byli żołnierze z 1 Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej im. T. Kościuszki z Wesołej (dawna 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki) w ramach społecznej akcji „1000 szkół na 1000 lat Państwa Polskiego”. 1 września 1967 r. w nowym budynku została uroczyście otwarta Szkoła Podstawowa nr 2, której jako patrona nadano Naczelnika Insurekcji z 1794 r. gen. Tadeusza Kościuszki. Przy szkole, z prawej strony wejścia znajduje się cokół po popiersiu gen. Tadeusza Kościuszki. Ten okaleczony dzisiaj pomnik został uroczyście odsłonięty w 1967 r. w 150 rocznicę śmierci Naczelnika. Pomnik wraz z samym popiersiem zaprojektował Bronisław Koniuszy. Niestety nieznani sprawcy kilka lat temu ukradli popiersie wykonane z brązu. Policja po kilku dniach odzyskała popiersie. Zostało ono ustawione na nowym cokole w prawej strony wejścia do Szkoły Podstawowej nr 2. Obecnie szkoła nosi imię Ireny Sendlerowej.

Przechodzimy przez skrzyżowanie z ulicą G. Narutowicza i podążamy dalej w kierunku wschodnim ulicą ks. J. Poniatowskiego. Tuż za skrzyżowaniem stał dawniej drewniany dom, w którym po wyzwoleniu w 1944 r. urzędował osławiony ppor. Józefa Światło, twórca pionu śledczego Komendy Wojewódzkiej MO w Warszawie. Obecnie po tym domu nie pozostał żaden ślad tylko uważny obserwator zorientuje się gdzie on stał po zachowanej polance. Idziemy dalej mijając z prawej strony ulicę Zosi. Po drodze warto zwrócić uwagę na kilka ciekawych modernistycznych willi z okresu międzywojennego. Z lewej strony przy ulicy J. Poniatowskiego 53, tuż przed ulicą Tadeusza widać dwa, niezbyt urodziwe, parterowe, murowane domy z lat 30-tych XX w., otynkowane na wrzosowo z zaniedbanym parkiem dookoła, do których prowadzi ciekawa, oryginalna, częściowo murowana brama z furtką ze stylizowaną głową Chrystusa. Nieruchomość ta należy dzisiaj do Caritasu. Dużo ciekawsze modernistyczne wille znajdują się po przeciwnej stronie ulicy. Szczególnie godna uwagi jest willa Poniatowskiego 40. Prowadzi do niej oryginalny chodnik od dawnej furtki. Idąc nim wychodzimy od razu na główne wejście do piętrowego budynku z lat 30-tych ubiegłego wieku. Koniecznie trzeba wejść do środka mijając zachowane oryginalne drzwi wejściowe i przeszklone następne prowadzące do holu. Warto zwrócić uwagę na bardzo dobrze zachowaną, oryginalną klatkę schodową z zawijającymi się schodami, przeszkloną z dwóch stron do samego sufitu. Sam budynek jest typowym obiektem modernistycznym, na architekturę, którego składa się kilka połączonych ze sobą prostokątnych brył. Przy południowo-zachodnim narożniku znajduje się sporych rozmiarów taras. Wokół budynku zachował się zdziczały ogród. Budynek obecnie znajduje się w zarządzie ZGM-u i został niedawno starannie odnowiony. Kolejnym godnym uwagi obiektem jest dawny jedno piętrowy pensjonat Poniatowskiego 42. Sam budynek jest typowym obiektem modernistycznym, na architekturę, którego składa się kilka połączonych ze sobą prostokątnych brył. Od strony południowo-wschodniej znajduje się szeroki taras, z którego prowadzi wejście na klatkę schodową. Ciekawostką jest okrągłe okno z prawej strony drzwi. Natomiast na całej południowo-zachodniej ścianie zachowały się w większości oryginalne balkony. Niestety z lewej strony ściany, część balkonu została zabudowana, co bardzo szpeci cały układ architektoniczny. Budynek został częściowo przebudowany samowolnie przez obecnych lokatorów. Znajduje się on w zarządzie ZGM-u i został niedawno starannie odnowiony. Wokół budynku zachował się zdziczały ogród oraz częściowo, mocno skorodowane, oryginalne ogrodzenie.

Po obejrzeniu willi skręcamy w lewo w ulicę Tadeusza i idziemy nią w kierunku torów kolejowych mijając po drodze ulicę Łowiecką. Za tą ulicą z lewej strony zwraca uwagę duża posesja z murowanym, przedwojennym budynkiem (obecnie Tadeusza 22 a dawniej 12) wzniesionym w formie pałacyku z oszczędnymi barokowymi zdobieniami przy narożnych balkonach. Przed 1939 r. mieścił się tutaj „Dom Zdrowia” Zawodowego Zrzeszenia Szkół Powszechnych. Obecnie pałacyk jest własnością Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej i mieści się w nim Centrum Interwencji Kryzysowej „Dom Otwartych Serc” działające od 2002 roku.r. Teren wokół pałacyku jest starannie wypielęgnowany i utrzymany co pozwala z dalszej perspektywy obejrzeć budynek i docenić jego urodę. Z prawej strony ulicy, nieco po skosie pod numerem Tadeusza 19 widać okazały, piętrowy świdermajer. Jest to wbrew pozorom budynek stosunkowo nowy, wybudowany kilka lat temu, ale architektonicznie całkowicie wzorowany na historycznej, drewnianej architekturze linii otwockiej. 

Za ośrodkiem Caritasu skręcamy w lewo w ulicę Jacka Soplicy i dochodzimy do ulicy Narutowicza. Po lewej stronie mijamy murowaną, częściowo piętrową, przedwojenną willę „Majdego” (Majdiego?). Po II wojnie światowej, na przełomie lat 40 i 50-tych XX w. mieszkał marszałek Sejmu Ustawodawczego i Sejmu PRL I Kadencji Władysław Kowalski. Następnie mieściła się tutaj apteka główna Sanatorium im. F. Dzierżyńskiego. Obecnie budynek wraz z działką jest własnością prywatna. Jeszcze na początku lat 90-tych ubiegłego wieku przy bramie wjazdowej, z lewej strony, stała charakterystyczna budka strażnicza pomalowana na biało-czerwone skośne pasy. Po drugiej stronie ulicy G. Narutowicza, w drewnianym baraku znajdowała się wartownia żołnierzy KBW, którzy chronili na przełomie lat 40 i 50-tych ubiegłego wieku rozległe tereny Soplicowa ze znajdującymi się na nim willami zamieszkałymi przez ówczesnych dygnitarzy państwowych i partyjnych. Żołnierzom początkowo usługiwali tutaj jeńcy niemieccy. Po żołnierzach i ich kwaterze do dzisiaj pozostał tylko drewniany budynek naprzeciwko wejścia do Gimnazjum nr 2 oraz ślady w terenie naprzeciwko willi Majdego. W porastających w tym miejscu krzewach znajdziemy fundamenty baraku, w którym mieszkali żołnierze a na północny-wschód od niego murowany magazyn amunicyjny. Nieco dalej na niewielkim wzgórku ślady ziemianek i okopów okalających cały teren od zachodu i północy. Całość sprawia wrażenie jakby fortu mającego odeprzeć atak nieprzyjaciela.

Dalej idziemy ulicą G. Narutowicza w kierunku północno-wschodnim do torów kolejowych. Sama ulica jest dawnym traktem prowadzącym z Karczewa przez Jabłonnę i Świerk do Glinianki. Jest on zaznaczany na najstarszych mapach, w tym i na słynnej mapie Królestwa Polskiego opracowanej przez Kwatermistrzostwo WP w I połowie XIX w. W chwili założenia Soplicowa, dawny trakt stał się jego główną ulicą na osi północny-wschód – południowy-zachód i zastał nazwany Aleją Gabriela Narutowicza. Dochodzimy do przejazdu kolejowego i przechodzimy na drugą stronę historycznej Drogi Żelaznej Nadwiślańskiej, która stała się nerwem i krwioobiegiem wszystkich letnisk, latowisk, wilegiatur i uzdrowisk na linii otwockiej. Mijana linia kolejowa jest naturalną granicą pomiędzy dwoma dzielnicami Otwocka, tj, pomiędzy Soplicowem i Śródborowem, czyli dawnymi miastami ogrodami, parkami leśnymi.

Przechodzimy przez przejazd kolejowy i idziemy dalej ulicą G. Narutowicza. Z prawej strony mijamy przystanek kolejowy „Śródborów” a z lewej, za skrzyżowaniem z ulicą Warszawską, pomiędzy śródborowskimi sosnami oryginalną bryłę kościoła parafialnego p. w. Niepokalanego Serca Maryi (co ciekawe jego oficjalny adres to Ujejskiego 2). Był to pierwszy nowy kościół wybudowany w Otwocku po zakończeniu II wojny światowej. Zgodę na jego budowę uzyskano w 1977 r., dzięki staraniom abp. Bronisława Dąbrowskiego. Świątynię zaprojektowali Małgorzata i Zbigniew Wacławkowie, wykładowcy Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Zbudowany został w latach 1979-84. Kamień węgielny pod budowę pochodzi z Bazyliki Zwiastowania w Nazarecie i poświęcił go Kardynał Stefan Wyszyński, a wmurował w 1980 r. biskup J. Modzelewski. 7 października 1980 r. nowy kościół został konsekrowany przez Prymasa Polski Józefa Glempa. W 1986 r. sprowadzono tu z Rzymu figurę MB Fatimskiej pobłogosławioną przez Jana Pawła II. Kościół ten jest jednym z najpiękniejszych przykładów nowoczesnej architektury sakralnej w kraju, bardzo dobrze wkomponowanej w otaczający krajobraz. 

Naprzeciwko kościoła ciągnie się od ulicy Warszawskiej aż do przedszkola przy ulicy Kubusia Puchatka szeroki pas lasu sosnowego z licznymi krzewami. Jest to zdziczały, zaniedbany śródborowski park, który był chlubą osiedla w latach 30-tych ubiegłego wieku. Niekwestionowaną, przedwojenną atrakcją parku była grająca tutaj w sezonie letnim orkiestra prowadzona przez Jana Winera. Koncerty odbywały się regularnie i budziły duże zainteresowanie mieszkańców i kuracjuszy, grano utwory Webera, Liszta i Beethovena. Orkiestra grała w sezonie letnim 15 maja do 15 września w niedziele i święta w godzinach od 11 do 13. Publiczność Śródborowa, w przeciwieństwie do otwockiej preferowała muzykę poważniejszą. W 1939 r. orkiestra składała się z 30 muzyków. Oprócz amatorów grali w niej też muzycy zawodowi, 3 osoby z Opery Warszawskiej i 2 z Filharmonii.

Zaraz za kościołem, po lewej stronie wznosi się najoryginalniejsze, nowoczesne otwockie osiedle mieszkaniowe składające się z dwóch okrągłych budynków (w tym jeden podwójny) przy ulicy L. Zamenhofa 22a i 22b. Pierwotnie w tym miejscu miały się znajdować nowe budynki Zakładu Opiekuńczo – Leczniczego „Renesans” Sióstr Orionistek. Jednak ze względów finansowych budowa została przejęta przez prywatnego inwestora a w miejscu projektowanego Zakładu wzniesiono budynki mieszkalne. Skręcamy w ulicę L. Zamenhofa i idziemy nią prosto. Po prawej stronie mijamy wybudowany w latach 30-tych ubiegłego wieku przez rodzinę Migdalskich, piętrowy budynek przy ulicy Zamenhofa 23, w którym mieszczą się dzisiaj na parterze sklepy a na piętrze mieszkania. Nieco za nim, przy tej samej ulicy niepozorna i zaniedbana piętrowa, murowana willa z 1923 r. (Zamenhofa 21).

Za osiedlem z lewej strony widzimy duży drewniany budynek o ciekawej architekturze z murowaną klatką schodową po środku (Zamenhofa 22). Mieści się tutaj Zakład Opiekuńczo – Leczniczy Sióstr Orionistek ukierunkowany na opiekę nad przewlekle chorymi. Siostry zapewniają w nim usługi pielęgniarskie, lekarskie i rehabilitacyjne. Budynek został wzniesiony w okresie międzywojennym dla mieszkającego w Polsce Francuza pana Deluge ożenionego z Polką. Po wojnie, w latach 50-tych ubiegłego wieku mieszkająca tu jego żona Deluge – Trzebuchowska przekazała nieruchomość siostrom w zamian za opiekę oraz z przeznaczeniem na dom dla chorych i samotnych. W latach 90-tych ubiegłego wieku siostry udzielały tutaj schronienia samotnym matkom a obecnie zajmują się osobami starszymi wymagającymi stałej opieki.

Idziemy dalej ulicą. Przy ulicy L. Zamenhofa 13 z prawej strony, w głębi posesji wznosi się przedwojenna modernistyczna duża, piętrowa willa.

Dzisiaj mieści się niej Fundacja „Revita” Stowarzyszenie Opiekunów i Przyjaciół Osób Upośledzonych Umysłowo.

Idziemy dalej ulicą Z. Krasińskiego w kierunku północnym mijając po drodze ulicę L. Zamenhofa z prawej strony i Kurnakowicza z lewej. Z lewej strony mijamy zarośnięty krzewami teren dawnego Sanatorium im. Mariana Buczka, po którym pozostało niewiele śladów.

Dochodzimy do ulicy M. Konopnickiej. Na początku XX w. prawie cały kwartał terenu pomiędzy ulicami M. Konopnickiej, Z. Krasińskiego, J. Piłsudskiego i J. Kilińskiego zajmowała prawie dwu hektarowa Kolonia Marysin Kazimierzówek, która na początku XX wieku została wydzielona z Willi Otwockich. Pierwotnie należała do Marii i Kazimierza Jankowskich. Wokół Kolonii rozciągały się grunty Marii Antoniny Jankowskiej (od ulicy Piłsudskiego), Sary Segadłowicz (od ulicy Konopnickiej), Markusa Wertheima i Antoniego Wójcickiego (za ulicą Kilińskiego) oraz dawne grunty Dóbr Glinianka (za ulicą Krasińskiego) w dzisiejszym Śródborowie. Później właścicielami byli Izaak Majer i Frajna małżonkowie Prywes, którzy rozpoczęli sprzedawanie kolonii na mniejsze parcele. W 1929 r. prawie połowę Kolonii w równych częściach nabyła rodzina: Chaja Bajla vel Helena Bieżyńska z domu Fon oraz jej mąż Władysław Bieżyński, siostra Władysława Mariel vel Maria z Bieżyńskich Oppenchaum oraz córka Mirel (Hindla?) Rozenfeld. Po zakończeniu II wojny światowej cały teren miał status mienia opuszczonego. Od 1961 r. jego właścicielem jest Gmina Otwock.

Skręcamy w ulicę M. Konopnickiej, aby podejść pod niewielkie wzniesienie, na którym stoi frontem do ulicy ciekawy dom drewniany z gankiem wspartym na czterech kolumnach. Obecna posesja z tym domem to jedna trzecia dawnej Kolonii Marysin Kazimierzówek. Na działce znajdują się trzy domy. Dwa z nich, drewniane bliźniacze (Konopnickiej 13i 13a), stojące od strony ulicy M. Konopnickiej i J. Kilińskiego są nieprzeciętnej urody przypominające niewielkie polskie dworki szlacheckie. Niewielkie piętro zdobi oszklona weranda oraz drewniane listwy na balkonie wzorowane na stylu andriollówek. Wzniesione zostały w 1929 r. przez Helenę i Władysława Bieżyńskich. Budynki były wynajmowane letnikom przez cały rok. Sami właściciele zamieszkiwali głównie w Warszawie przy ul. Świętokrzyskiej. Domy zostały zaprojektowane z myślą o dużej wygodzie dla ich mieszkańców. Mieszkania w nich są przestronne, wysokie z werandami i tarasami. Posiadają po dwa wejścia, od frontu i dla służby od podwórka. Wewnętrzny korytarz po pośrodku przedzielony był uchylnymi drzwiami, pięknie zdobionymi kolorowymi szybkami. Niestety nie zachowały się one do dzisiaj. Ponadto w mieszkaniach były wysokie piece kaflowe i kuchnie na opał. Od wielu lat budynki znajdują się pod zarządem Mazowieckiego Centrum Chorób Płuc i Gruźlicy i są zamieszkałe przez dawnych pracowników służby zdrowia. Kilka lat temu wybuchł w jednym z nich pożar i spaliła się część piętra nad balkonem. Odtworzono jednak ozdobne detale w szczycie dachu, wyremontowano pomieszczenia i dzięki szybkiej interwencji straży pożarnej dom uratowano. 

Wracamy ulicą M. Konopnickiej w kierunku ulicy Z. Krasińskiego. Z lewej strony w głębi stoi długi drewniany dom pod numerem Konopnickiej 15 przypomina z zewnątrz nieciekawy barak. Jest to też część dawnej Kolonii Marysin Kazimierzówek. Jest to dawny pensjonat. Zbudowany został na przełomie 1926 i 1927 r. W 1932 r. należał do Rywki Hornblas. Chociaż nie był skanalizowany, to otrzymał oficjalne prawo funkcjonowania jako pensjonat w 1938 r. Przed 1939 r. jako jego właściciel wymieniony jest Galis Pinkus. Przez wiele lat po wojnie w budynku była kuchnia sanatorium im. M. Buczka. Obecnie mieszkają tutaj osoby związane ze służbą zdrowia.

Narożną posesję Konopnickiej 17 zajmuje duży, piętrowy dom z okazałą werandą od strony ulicy Krasińskiego. Jest to też fragment dawnej Kolonii Marysin Kazimierówek. W 1925 r. budynek wraz z działką był własnością Etty i Wolfa Geberów, zamieszkałych w Warszawie, przy ulicy Czerniakowskiej 20. Stały na niej dwa domy, jeden to pensjonat a drugi to stróżówka. W informatorze z 1935 r. figuruje już w tym miejscu pensjonat „Imperial”, który należał do Hanssa Chaima. Około 1937 r. został wydzierżawiony Reginie i Szlamie Kaufman. W 1939 r. na początku II wojny światowej został nadbudowany o piętro według projektu Stanisława Russka. Posiadał wtedy 21 pokoi z 38 łóżkami. Większość gości stanowiły w nim osoby wyznania mojżeszowego, rzadziej rzymsko-katolickiego. Funkcjonował on do końca 1940 r. Budynek wraz z działką należał do Hanssa Chaima, a dzierżawili go małżonkowie Szlama i Regina Kaufmanowie. Przez wiele lat po wojnie w budynku znajdował się jeden z oddziałów sanatorium im. M. Buczka. Dzisiaj w budynku mieści się Dom Pomocy Społecznej.

Idziemy dalej ulicą Z. Krasińskiego w kierunku północnym mijając po drodze ulice: A. hr. Fredry, A. Struga, Kubusia Puchatka, W. Syrokomli, E. Orzeszkowej. Przy ulicy W. Syrokomli 4 znajduje się nieco zaniedbana, ciekawa, modernistyczna willa wzniesiona według projektu Alfreda Zachariewicza dla lekarzy Zofii i Aleksandra Ajzensztadt po 1936 r. Jest to typowa, piętrowa willa z tego okresu z dodanym gabinetem lekarskim i poczekalnią w wysuniętej, owalnej części od strony południowej elewacji. Na rogu ulicy Z. Krasińskiego i M. Rodziewiczówny stoi niepozorny szary, piętrowy budynek, częściowo zeszpecony samowolnymi przeróbkami przez obecnych mieszkańców. Dom ten został wzniesiony w latach 1928-30 według projektu Szymona Syrkusa dla inżyniera Zygmunta Lewina. Stanowi on przykład skromnej architektury modernistycznej końca lat 20-tych XX w. Na jego bryłę składają się dwa prostokąty przesunięte względem siebie wzdłuż osi podłużnej. 

Wracamy do ulicy E. Orzeszkowej, na skrzyżowaniu skręcamy w lewo. Na początku ulicy, z prawej strony pod numerem Orzeszkowej 8, wznosi się okazały piętrowy modernistyczny budynek. Pierwotnie na jego dachu znajdował się rozległy taras, który po wojnie zabudowano i zaadaptowano na mieszkania. Wzniesiony został dla znanej warszawskiej żydowskiej rodziny Minkowskich. Tekla Minkowska prowadziła tu popularny pensjonat. Jej mąż August był szanowanym warszawskim bankierem i filantropem. W czasie okupacji budynek został przejęty przez Niemców a po jej zakończeniu umieszczono tu lokatorów komunalnych. Wnukiem Tekli i Augusta jest znany współczesny francuski kompozytor i dyrygent Marc Minkowski na stałe mieszkający w Paryżu. Niedawno został o nim nakręcony film dokumentalny „Marc Minkowski – Powroty do Warszawy” w reżyserii Raphaela Lewandowskiego. Idziemy dalej przez las do ulicy Biruty. Warto zwrócić uwagę na nienaturalne odsunięcie posesji od środka skrzyżowania. Jest to celowy zabieg zaprojektowany w czasie powstawania Śródborowa. Na wydzielonym w ten sposób niewielkim placu, na jego środku miał stanąć pomnik Elizy Orzeszkowej. Wybuch II wojny światowej spowodował, że projekt ten nie został zrealizowany a po jej zakończeniu już do niego nie powrócono.

Skręcamy na skrzyżowaniu w lewo w ulicę Biruty i idziemy w do ulicy Wł. Reymonta. Po dojściu do skrzyżowania warto skręcić we lewo i po kilkudziesięciu metrach, przed blokami „Wioski Szwajcarskiej” skręcić w prawo i podejść kilkadziesiąt metrów gruntowo - kamienną drogą w kierunku północnym. Jest to pozostałość po głównej drodze dojazdowej do dawnego sanatorium „Brijus”. Wracamy tą samą drogą i następnie skręcamy w lewo w ulicę Wł. Reymonta. Idąc mijamy po lewej stronie kilka historycznych, piętrowych budynków mieszkalnych przeznaczonych dla pracowników służby zdrowia. Dwa z nich pod numerem Reymonta 75 i 77 wzniesione zostały w latach 50-tych XX w. i niedawno odnowione prezentują się całkiem przyzwoicie. Szkoda tylko, że podczas ocieplania elewacji skuto część gzymsów urozmaicających i zdobiących prosta w sumie bryłę budynków. Szczególnie godny uwagi jest trzeci blok o ciekawej architekturze, tracącej jeszcze nutą secesji, pod numerem Reymonta 79 wzniesiony pod koniec lat 20-tych XX w. dla personelu pobliskiego Sanatorium Miasta Stołecznego Warszawy. Pomiędzy budynkami prowadzi brukowana droga do nieużytkowanej bramy gospodarczej dawnego sanatorium miasta stołecznego Warszawy. W ogrodzeniu z prawej strony możemy zauważyć charakterystyczne słupki z „choinką” na szczycie. Są to niemiecki słupki forteczne służące do budowy zasieków i innych przeszkód zabezpieczających przed atakiem piechoty nieprzyjacielskiej. Słupkami tymi było ogrodzone w okresie okupacji getto kuracyjne, którego granica dochodziła do tego miejsca. Znajdujące się tutaj słupki stanowią pozostałość po ogrodzeniu tzw. getta kuracyjnego. Podobne „pamiątki” znajdują się w też w innych częściach miasta. Z prawej strony ulicy widać wjazd do piętrowego, mocno zniszczonego budynku mającego adres ulica M. Rodziewiczówny 17. Jest to przedwojenna „Willa Rena” Arona Orbacha.

Dochodzimy do okazałej bramy przy ulica Wł. Reymonta 89/97 (dawniej Reymonta 57), na którą składają się dwa oddzielne pawilony dawniej mieszczące mieszkanie ogrodnika i dozorcy.  Jest to oryginalny wjazd do okazałego, przedwojennego Sanatorium Miasta Stołecznego Warszawy. Tuż za bramą z lewej strony widzimy charakterystyczną sylwetkę dawnego sanatorium, którą zna każdy mieszkaniec Otwocka. Pod koniec I wojnie światowej Wydział Szpitalnictwa Magistratu m.st. Warszawy wydzierżawił od Towarzystwa „Brijus” pawilon sanatoryjny z przeznaczeniem na cele uzdrowiskowe. Po kilku latach, w 1922 r., Magistrat Warszawski nabył w tym miejscu 86 hektarów leśnego terenu, na którym, w 1925 r. rozpoczął budowę wielkiego, nowoczesnego uzdrowiska przeciwgruźliczego. Pierwotnie miało tutaj stanąć kilka dużych i małych pawilonów sanatoryjnych dla 1,5–2 tys. pacjentów. Projekt sanatorium wykonał Mieczysław Kozłowski, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Paryżu, syn projektanta Filharmonii Warszawskiej a ogród skomponował prof. Leon Danielewicz. Budowa napotkała jednak na bardzo poważne kłopoty finansowe (oszczędności na materiałach i malwersacje). Wykonawca budowy zwariował wskutek poniesionych strat. Ze względu na prestiżowy charakter przedsięwzięcia, w jej ukończenie zaangażowali się: Prezydent m. st. Warszawy inż. Zygmunt Słomiński, Wiceprezydent m.st. Warszawy dr Bogucki i inż. Piotr Drzewiecki. W 1929 r. otworzono sanatorium, mniejsze niż zakładano, przewidziane tylko dla 200 pacjentów. Naczelnymi lekarzami Sanatorium do 1939 r. byli: dr Hipolit Cybulski (1917 – 24), dr Bronisław Grabiński (1924 – 29), dr Zdzisław Szczepański (1929 – 38) i dr Romuald Kalinowski (od 1938 r.). Jednocześnie Magistrat Warszawy przestał dzierżawić pawilon w sąsiednim sanatorium „Brijus”. Nowy zakład miał dobrze wyposażony oddział chirurgii. Nowe sanatorium było nie tylko placówką leczniczą, ale również naukową i kulturalną. Odbywały się tutaj odczyty naukowe i wyświetlano filmy. Piękny ogród przed głównym budynkiem zaprojektował główny ogrodnik m.st. Warszawy prof. Leon Danielewicz. Na cały kompleks sanatorium składał się pawilon główny, pawilon izolacyjny, budynek pralni parowo-mechanicznej, wieża ciśnień o wysokości 25 m wyposażona w dwa zbiorniki na wodę o pojemności 120 m3, budynki pomp, stacja biologiczna, stacja elektryczna, sala sekcyjna, domki stróża, odźwiernego i ogrodnika oraz dom dyrektora sanatorium. W głównym budynku o kształcie rozwartej litery Y mieściły się sale chorych, leżalnie, zakład hydropatyczny, dezynfektornia, rentgen, laboratorium, pokój fizykoterapii, gabinet dyrektora, pokój dyżurnego lekarza i gabinety lekarskie, kancelaria, intendentura, pokoje administracyjne, magazyny, piekarnia i chłodnia. Sanatorium miało własną kaplicę rzymskokatolicką. W starannie utrzymanym parku od strony ul. Reymonta znajdowało się pole do gry w krokieta urządzone w 1932 r. przez pensjonariuszy sanatorium. Pamiątką po nim jest niewielki pomniczek schowany w krzakach przy alejce spacerowej.

Według niepotwierdzonych informacji w sanatorium zmarł 3 sierpnia 1942 r. ukrywający się w Warszawie marszałek Edward Rydz-Śmigły. Po II wojnie operowano tu także pacjentów z innych sanatoriów. Powstał nowy, piętrowy pawilon z pracowniami mikrobiologii, biochemii i analityczną. W 1953 r. utworzono 2 oddziały dla chorych na gruźlicę i cukrzycę lub inne choroby wewnętrzne. Po wojnie w tym sanatorium leczył się słynny bard przedwojennego, robotniczego Czerniakowa, Stanisław Grzesiuk. W czasie II wojny światowej przebywał on w obozach koncentracyjnych Dachau i Gusen przez 5 lat. Nabawił się tam gruźlicy płuc. W Otwocku leczył się w latach 1952-63. Tutaj też  po części pisał  biograficzne książki a w przerwach występował w Warszawie śpiewając swoim charakterystycznym, ochrypłym głosem ballady warszawskiej ulicy. Sanatorium zostało wzniesione na zboczu rozległej, wyniosłej zalesionej wydmy „Meran”. Według niesprawdzonej informacji Sanatorium zostało po wojnie ogrodzone parkanem przywiezionym z b. Kwatery Głównej Hitlera. W stanie wojennym odbywała się tutaj tajna dystrybucja znaczków pocztowych wydawanych nielegalnie przez organizacje niepodległościowe.

Za wydmą rozpościerającą się na tyłach pawilonu głównego widoczne są zabudowania dawnego żydowskiego sanatorium przeciwgruźliczego „Brijus” - „Zdrowie” (dawniej Reymonta 55), założonego przez Żydowskie Towarzystwo Przeciwgruźlicze „Brijus”. Budowę pierwszego pawilonu rozpoczęto w roku 1911. Dalszą rozbudowę przerwała I wojna światowa. Po niej z powodu trudności natury finansowej Towarzystwo wydzierżawiło pierwszy pawilon Wydziałowi Szpitalnictwa Magistratu m.st. Warszawy. Za dochody z czynszu zbudowano drugi gmach. Sanatorium w okresie swojej świetności dysponowało 220 łóżkami dla chorych. Leczono tutaj nie tylko zamożnych pacjentów, ale przede wszystkich osoby biedne i ubogie. Była tutaj synagoga, biblioteka, place spacerowe i sportowe. Stosowano najnowsze metody leczenia, takie jak przecięcie nerwu przeponowego, plomby opłucnowe i torakoplastyka. Na podkreślenie zasługuje organizacja terapii zajęciowej oraz pierwocin rehabilitacji. Cezary Jellenta w 1935 r. w „Sosnach Otwockich” tak opisuje sanatorium „Brijus”:

 „(…) Panuje tu regulamin stanowczy; chorzy na razie opierają się otwieraniu okien nawet w trzaskający mróz i nawet w nocy, ale z czasem tak sobie wbijają w głowę doniosłość tego nakazu, że z nowym przybyszem łatwiejsza jest sprawa. Na „Brijus” trzeba patrzeć pod kontem specjalnym. Jego klienci nie z plutokracji ani z nowobogackich się biorą. Więc się ich wychowuje i istotną opieką otacza. Śpią na czystej pościeli i pod kołdrami z prawdziwej waty, jedzenie mają – klasy burżuazyjnej. Więc gdy się chciało którego przewieść do szpitala w stolicy, na zabieg chirurgiczny, bowiem jeszcze właściwych instalacyj operacyjnych nie było, uważał się – o gorzka ironio! – za skazanego”. 

W listopadzie 1939 r., sanatorium ponownie uruchomiło jeden z pawilonów. Podczas okupacji sanatorium znalazło się w granicach tzw. getta kuracyjnego. Był to jedyny żydowski zakład dla chorych na gruźlicę w całym Generalnym Gubernatorstwie a jego oficjalna nazwa brzmiała: „Tuberkulosenheilstätte für Unbemittelte Lungenkranke Brijus - Kurort Otwock”.

Po likwidacji getta Niemcy połączyli obydwa sanatoria i urządzili tu szpital dla swoich rannych żołnierzy. W latach 1944–45 ulokował się tutaj radziecki szpital polowy. Także po wojnie oba sanatoria funkcjonowały wspólnie. W l. 1950–76 jako sanatorium a następnie do 1990 r. szpital im. Feliksa Dzierżyńskiego i pod tą nazwą jest jeszcze szeroko rozpoznawalne wśród mieszkańców Otwocka. Obecnie cały kompleks danego Sanatorium Miasta Stołeczno Warszawy i Sanatorium „Brijus” wchodzi w skład szpitala „Mazowieckiego Centrum Chorób Płuc i Gruźlicy”.

Wychodzimy ze szpitalną przez bramę główną i skręcamy w lewo. Tuż za ogrodzeniem rozpościera się zwarty kompleks leśny porastający rozległą, wyniosłą na ok. 25-30 m ponad otaczający teren, składającą się z kilku ramion, wydmę „Meran”. Warto wejść głębiej w las i pospacerować uroczymi ścieżkami biegnącymi urozmaiconym pagórkowatym terenem wdychając najzdrowsze, „otwockie mahoniowe” powietrze. Bezwzględna natomiast jej wysokość mierząca od poziomu morza wynosi aż 126 m. Nazwa wzniesienia nawiązuję do włoskiego podalpejskiego uzdrowiska Merano o podobnej specjalizacji jak Otwock. Dawniej zamiennie na to wzniesienie mówiono też Otwocki Giewont. Kiedyś jej szczyt porastał tylko rachityczny, skarłowaciały sosnowy lasek. Dzięki temu roztaczał się z niej rozległy widok w każdą stronę. W latach 30-tych ubiegłego wieku władze miejskie postanowiły zamienić ten teren na miejsce sportów zimowych i rekreacji letniej. Wytyczono na wzniesieniu ulice i place. Dzisiejsze szerokie ścieżki prowadzące na szczyty to po prostu ulice posiadające swoje nazwy. Znajdziemy tutaj ulicę Narciarską, Saneczkową, Łyżwiarską, Krętą, Śnieżną, Górską, Podgórską i Śliską. Jeszcze 20 lat temu na drzewach, szczególnie od strony ulicy Reymonta można było zobaczyć poprzybijane, stare emaliowane tablice z nazwami ulic. Najdłużej chyba wisiała tablica z ulicą Narciarską przy drewnianym domu stojącym od strony ulicy Reymonta. Cezary Jellenta w swej monografii otwocka rewelacyjnie opisał wzgórze:

„Wracamy zatem do „Meranu”, żartobliwej nazwie nie uda się zbagatelizować jego wdzięków. To naprawdę fragment krajobrazu piękny i wobec niego skromność tych niedobitków kniei otwockiej może ustąpić miejsca pewnej dumie. Kilka pasm wzgórzy, już rzadszym lasem porosłych, zaczyna się tam, gdzie się kończą znaczne zasoby leśne uzdrowiska stolicy. Nie są to żadne szczyty i wysokość ich względna nie przerasta 25-30 metrów, choć pewien inteligentny dorożkarz, któremu więcej do smaku przypada nazwa swojska, mówi w tem miejscu o Otwockim Giewoncie. W każdym razie, jak się zwał, tak się zwał, ale z niego roztaczają się widoki. Gdy się spaceruje po linji przełęczowej łańcucha, zbudowanego prawidłowo, jakby na pokaz, z jednej strony wzdyma się morze lasu, z którego wysterują jak wyspy koralowe, czerwone dachy sanatorium i wieży ciśnień, aż hen po mglistsze już Kasyno, - a z drugiej dolina, jeziorko, dalekie pola już dokładnie zielone dawno wzeszłą oziminą, dalej znowu lasy, zarośla, kępy, wydmy. Raz po raz przedziwna miękkość. Pejzaż tak zwany holenderski, a przecież najrzetelniej otwocki, z majaczącą na widnokręgu wstęgą Wisły. Motyw zimowy. Wzgórza „Meranu” wyglądają jeszcze poważniej, gdy śnieg chrupie pod nogami a ze „szczytów” młodzież zjeżdża na saneczkach w dół, ówdzie ktoś puścił się na nartach. Niewiele jednak tego sportu i tych sportowców – niewiadome dlaczego. Dla wymagań niewygórowanych - zbocza śliczne, długie, wdzięczne; miejsca poddostatkiem; przy niedzieli nawet większe, grupy narciarzy się przemykają w swych kolorowych wełnach i flanelach. Oni jedni wiedzą dobrze, że tak niedaleko od wielkiego miasta wznosi się tu jedyne a tak bliskie rodzeństwo młodsze regli, z którego można mieć stokrotną pociechę. Trzeba tylko teren urządzić, stworzyć jakąś stację, schron dla sportowców - i to wszystko, bez czego się tutaj na pustkowiu, bez przystani i możności odpoczynku na pięć minut, bez dachu.”  

Przed II wojną światową Otwock reklamowano nie tylko jako uzdrowisko dla chorych na płuca, ale również jako podwarszawskie i mazowieckie Zakopane zimą. Oczywiście robiono to w oparciu o szczyt Metanu, którego stoki pierwszorzędnie nadawały się dla początkujących narciarzy. Wzniesienie miało opinię bardzo dobrze zaśnieżonego wzgórza, podobno większego niż w Rabce. Co by jednak nie powiedzieć to i dziś, po upływie ponad 70 lat niewiele się zmieniło na Meranie poza tym, że na pewno sosny urosły. Nasze najsławniejsze wzniesienie chyba nadal jest najlepszym zjazdowym terenem na Mazowszu. Jeszcze przed II wojną światową wzniesiono na szczycie drewnianą skocznię narciarską oraz wyprofilowano tor saneczkowy, po których ślady są widoczne do dzisiaj. Jednak wszystkie te plany rozwoju zniweczyła wojna i dzisiaj chyba nie ma już do nich powrotu. Możemy tylko wspominać, że Otwock miał wielkie plany i mógł nawet konkurować z Rabką o narciarzy z centralnej Polski gdyż „nasz” Meran miał większe i wyższe wzgórze. Dziś Meran jest wciąż magicznym miejscem w Otwocką. Jednym z nielicznych zakątków „zaczarowanych” i urokliwych, przywołujących nostalgiczne wspomnienie świetności uzdrowiska. Spacerując ścieżkami pośród sosnowego lasu przystańmy w jakimś uroczym zakątku na chwilę. Zamknijmy oczy i wciągnijmy głęboko do płuc najzdrowsze, „otwockie mahoniowe” powietrze. Poczujemy wtedy jakbyśmy przenosili się w czasie do lat świetności otwockiej wilegiatury. To właśnie to zaczerpnięte przez nas powietrze, przesycone sosnowymi olejkami eterycznymi, zadecydowało o charakterze miasta i kierunkach jego rozwoju. Warto jest to uszanować, a sam „Meran” pozostawić potomnym jako symboliczny park leśny łączący przeszłość z teraźniejszością i przyszłością. Nie dajmy zabudować Meranu. Nieprzemyślana, brutalna ingerencja w naturę i źle rozumiana nowoczesność nie idzie w kierunku zatrzymania tych wszystkich walorów klimatu i przyrody, które to przecież dały szansę narodzin miasta w ogóle.

Współczesny otwocki poeta Kazimierza Śladewskiego w wierszu p.t.” Kolędy z motywem otwockim” tak opisał Meran:

 „(...)Wzgórza Meranu - pomarszczone wiatrem

otulinę krzewów, dopełnione gęsto,

tutaj się poeci gromadzą ukradkiem

na pomilczenie, na chwilę najświętszą (…)”

Wracamy do ulicy Wł. Reymonta u wylotu ulicy Narciarskiej, przechodzimy na jej drugą stronę i ścieżką przez las dochodzimy do ulicy Tatrzańskiej, gdzie skręcamy w lewo. Przed wojną ulica Tatrzańska kończyła się u zbiegu z ulicą Lubeckiego. Dopiero w okresie powojennym przeprowadzono ją dalej do rejonu bramy wjazdowej do Sanatorium im. Feliksa Dzierżyńskiego. Po drodze mijamy wyloty ulic Lubeckiego, Rejtana i M. Mochnackiego. Przy ulicy Rejtana, idąc dalej ulicą Tatrzańską dochodzimy do ulicy G. Narutowicza. Po drugiej stronie znajduje się brama wjazdowa do byłego Sanatorium Rehabilitacyjnego im. Hanki Rawickiej (Narutowicza 80). Jego zalążkiem była „Willa Tatrzanka” mieszcząca przed II wojną ekskluzywny pensjonat. Sanatorium utworzono z inicjatywy Instytutu Gruźlicy w 1951 r. włączając do niego szereg przedwojennych pensjonatów i willi przy ulicach: Alei Róż, Szwoleżerów, Tatrzańskiej, Cieszyńskiej, Złotej, Bielskiej i Zgoda. Sanatorium zajmowało się leczeniem i rehabilitacją chorych na gruźlicę. Zakładem tym aż do odejścia na emeryturę kierował jego twórca, czołowy polski i europejski znawca rehabilitacji osób chorych na gruźlicę prof. Aleksander Nauman. Jego następcą w Sanatorium był dr Jerzy Lutz. W sanatorium mieściło się 308 łóżek dla chorych. Od 1953 r. działał w nim Ośrodek Szkolenia Zawodowego. Chorzy i ozdrowieńcy szkoleni byli na kursach: introligatorstwa, galanterii skórzanej, kreślarstwa budowlanego, kreślarstwa maszynowego, techniki optycznej, laborantów przemysłowych i medycznych, księgowości, zegarmistrzostwa, radiomechaniki, instruktorów terapii zajęciowej i krawiectwa damskiego. Czas kursu wynosił ok. 10 miesięcy. Następnie sanatorium zostało przekształcone w Centrum Leczniczo-Rehabilitacyjne Gruźlicy i Chorób Dróg Oddechowych im. Hanki Sawickiej. Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, tj. na początku transformacji ustrojowej w Polsce, dawne Sanatorium im. Feliksa Dzierżyńskiego najpierw przekształcono w Specjalistyczny Zespół Opieki Zdrowotnej Chorób Płuc i Gruźlicy, a nieco później w Mazowieckie Centrum Leczenia Chorób Dróg Oddechowych i Gruźlicy, włączając do niego dawne sanatoria im. Juliana Marchlewskiego i im. Hanki Sawickiej. Obecnie jest to teren Mazowieckiego Centrum Chorób Płuc i Gruźlicy. Do jego zadań statutowych należy dzisiaj lecznictwo w zakresie pulmonologii i onkologii pulmonologicznej w województwie mazowieckim.

Przechodzimy przez bramę i idziemy dalej prosto dawną ulicą Tatrzańską. Z lewej strony w lesie widać parterowy, szary budynek przychodni alergologicznej. Natomiast z prawej strony widać duży, dwupiętrowy budynek przedwojennego Pensjonatu „Tatrzanka” (Narutowicza 80) rozbudowanego w kierunku zachodnim w okresie PRL-u. Główne, reprezentacyjne wejście do niego znajdowało się od strony południowej a od strony ulicy Narutowicza było tylko wejście gospodarcze i służbowe dla pracowników. Niestety do dzisiaj pozostało niewiele z urody tego budynku. Obecnie jest to już postępująca ruina systematycznie dewastowana przez poszukiwaczy złomu. Dalej po lewej stronie mijamy zamknięty budynek prawdopodobnie przedwojennego kina (Narutowicza 82c).  

Idziemy prosto ulicą Tatrzańską aż do ulicy Cieszyńskiej, gdzie skręcamy w lewo. Po kilkudziesięciu metrach dochodzimy do miejsca magicznego. Znajdują się tutaj cztery, pięknie odnowione, modernistyczne wille. Wygląda to tak jakbyśmy się cofnęli w czasie do lat świetności Śródborowa lub znaleźli się skansenie polskiego modernizmu lat 30-tych XX w. Piętrowa willa położona z prawej strony przy ulicy Cieszyńskiej 5 to przykład ciekawej architektury awangardowej początku lat 30-tych XX w.  Została ona wzniesiona około 1934 lub 1935 r. według projektu spółki architektonicznej Lucjana Korngolda i Henryka Bluma dla Marii Arenstein. Wartość architektoniczna willi została doceniona w świecie, o czym może świadczyć zamieszczenie jej fotografii w numerze 4/5 z 1937 r. „Architektury i Budownictwa, w którym opisywano najciekawsze realizacje polskiej architektury z lat 1927-37. Budynek został wzniesiony na planie zbliżonym do litery Z. Cała kompozycja bryły budynku charakteryzowała się wyrafinowaną prostotą i dobrymi proporcjami. Od strony południowo-zachodniej całą wysuniętą ścianę zajmuje efektownie skomponowany w duchu modernistycznym portyk. Niestety do dzisiaj nie zachowały się efektowne, wysokie okna oraz przeszklenia między kolumnami a ścianą budynku. Późniejsze przebudowy zeszpeciły oryginalną formę budynku. Willa Arensteinowej była budynkiem o awangardowej formie, jednej z najciekawszych w Polsce. Kolejnym ciekawym budynkiem jest dom położony przy ulicy Cieszyńskiej 8.  Wzniesiony został około 1937 r. według projektu Jerzego Gelbarda i Romana Sigalina dla adwokata Juliana Kalwińskiego. Jest budynek wielorodzinny wzniesiony na planie zbliżonym do litery L. Od strony ściany frontowej umieszczona jest nietypowa, owalna klatka schodowa oraz pionowe przeszklenie klatki schodowej, chętnie stosowane w domach z lat 30-tych XX w. Niestety budynek był przebudowywany po II wojnie światowej. Podczas tych przebudów zamurowano oryginalne tarasy i werandy zdobiące bryłę budynku. Dookoła budynku zachował się częściowo czytelny jeszcze układ ścieżek i innej małej architektury ogrodowej. Przy ulicy Cieszyńskiej 6 wznosi się duży, modernistyczny, budynek mieszkalny z 1937 r. wzniesiony dla Adama i Eweliny Szpilfogel a zaprojektowany przez inż. arch. Witolda Szeroszewskiego. Budynek był zaprojektowany i wykończony luksusowo z przestronnymi i komfortowymi mieszkaniami przeznaczonymi dla zamożnej klienteli. W hallu klatki schodowej znajdowała się nawet winda osobowa. W tym budynku też po II wojnie światowej dokonano wielu przeróbek oraz zlikwidowano zewnętrzne balkony i tarasy. Ostatnim z zachowanych w dobrym stanie modernistycznych domów w tym rejonie jest budynek przy ulicy Cieszyńskiej 3a. Wzniesiony został po 1936 r. według projektu R. Szwarca dla braci S. i S. Ginzburg. Wzniesiony na planie zbliżonym do prostokąta z ciekawym, szerokim podcieniem w fasadzie frontowej i przeszkloną klatką schodową od tyłu. Do dzisiaj zachowała się oryginalna, reprezentacyjna klatka schodowa. Niestety podczas powojennej przebudowy zabudowano narożne balkony i balkony. W tym domu (oraz budynkach przyległych) po II wojnie światowej funkcjonowało sanatorium dla dzieci dr Anny Braude-Hellerowej, o czym przypomina skromna tablica pamiątkowa umieszczona na filarze z prawej strony wejścia.

Wychodzimy z terenu Szpitala i skręcamy w lewo w ulicę G. Narutowicza i idziemy do ulicy Kubusia Puchatka. Z lewej strony mijamy dwa przedwojenne modernistyczne pensjonaty przy ulicy Syrokomli 35 i „Jadzinka” (Idzinka?) z 1926 r. przy ulicy Narutowicza 78 oraz wzniesione po II wojnie dwa bloki dla pracowników służby zdrowia z lat 50-tych XX w. przy ulicy Narutowicza 74 i 76. Dochodzimy do ulicy Kubusia Puchatka. Z prawej strony widać starą pętlę autobusową. W okresie międzywojennym dojeżdżały tutaj autobusy powiatowe z Warszawy. Kursowały z częstotliwością co 2 godziny. Z lewej strony stoi częściowo piętrowy budynek przedszkola. Jest dawny budynek lokalnej elektrowni, następnie rozbudowany i mieszczący przed wojną kino. Skręcamy w lewo w ulicę Kubusia Puchatka, która pierwotnie nazywała się Słoneczna i była jedną z głównych ulic Śródborowa. Położone przy niej były liczne ekskluzywne pensjonaty m.in. „Halina”, „Idylja” i Franciszki Markuszewicz. Na początku tej ulicy zachował się fragment oryginalnego przedwojennego bruku. Tak wyglądały prawie wszystkie główne ulice miasta przez 1939 r. Wzdłuż ulicy Kubusia Puchatka, Alei Róż i Szwoleżerów stoi szereg drewnianych i murowanych willi o interesującej architekturze, które zbudowane zostały w latach 20-tych XX w. jako mieszkania urzędników tworzącego się miasta parku leśnego Śródborów.  Miały one być wzorem do naśladowania przez kolejnych mieszkańców Śródborowa. Przy ulicy Szwoleżerów warto skręcić w prawo i podejść do dość dobrze zachowanego modernistycznego pensjonatu z zbudowanego około 1929 r. przez Izaaka Wölflinga. Wybudowany został jako willa mieszkalna z pokojami do wynajęcia na I i II piętrze. Na pensjonat willa została przebudowana w 1933 r. Prowadzili go początkowo Kistelscy. Nad wejściem, od strony ulicy zachował się przedwojenny napis z nazwą „Pensjonat Promień”. Według zachowanych spisów abonentów telefonicznych w 1938 i 1939 r. mieścił się tutaj pensjonat Róży Milsteinowej. Pensjonat funkcjonował do wybuchu wojny..W czasie kampanii wrześniowej  znajdował się  tu punkt sanitarny, do którego przywożono rannych żołnierzy. Stad byli kierowani do odpowiednich otwockich szpitali. W czasie okupacji pensjonat był zajęty na mieszkania dla niemieckich oficerów. Po wyzwoleniu przez kilka lat funkcjonował tu dom samotnej matki z dzieckiem.  W drugiej połowie lat 50. budynek został zasiedlony przez lokatorów kwaterunkowych. W 1993 r. budynek został odzyskany przez spadkobierców prawowitych właścicieli, którzy planują jego rewitalizację. Wracamy do ulicy Kubusia Puchatka i idziemy nią w kierunku wschodnim aż do ulicy Cieszyńskiej. Na narożnej posesji, Cieszyńska 7 zachowała się interesująca przedwojenna „Willa Felicjanka” wzniesiona w 1939 r. według projektu Stanisława Russka dla Matjasa i Elżbiety Kobryngiel. Efektownym jest półkolisty taras znajdujący w budynku od północno-wschodniej strony. Niestety willa jest zasiedlona komunalnymi lokatorami, którzy dokonali daleko idącej dewastacji budynku oraz niezbyt estetycznie przebudowali jej fragmenty. Od strony ulicy Kubusia Puchatka zachowała się oryginalna furtka z częściowo zniszczoną nazwą willi.

Kierujemy się nadal w kierunku wschodnim idąc ulicą Kubusia Puchatka. Z lewej strony mijamy ogrodzenie, za którym znajdują się budynki wchodzące w skład Mazowieckiego Centrum Chorób Płuc i Gruźlicy a z prawej strony zwarty kompleks leśny. Następnie zagłębiamy się już typowo w teren leśny. Po chwili droga lekko skręca w prawą stronę. Dochodzimy do miejsca, gdzie droga biegnie obok wznoszącej się wydmy. Znajduje się tutaj punkt węzłowy czerwonego szlaku pieszego „Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej” i niebieskiego rowerowego „Otwockiego Szlaku Okrężnego”. Przyjrzyjmy się terenowi w tym miejscu. Z prawej strony zobaczymy dochodzący do drogi nasyp a z lewej strony przekop przez wydmę. Jest to pozostałość po kolejce, prawdopodobnie wąskotorowej konnej, którą wywożono żwir i piach z kopalni położonej w Świerku k. folwarku (dzisiaj teren SP nr 9) i dowożono do rampy przeładunkowej zlokalizowanej przy dzisiejszym przystanku kolejowym „Śródborów”. Skręcamy w lewo i śladem kolejki wchodzimy na wydmę. Na szczycie można odnaleźć ślady dawnego cmentarza wojennego, gdzie w latach 1941-44 grzebani byli zmarli jeńcy Armii Czerwonej z podobozu jenieckiego znajdującego się Śródborowie. Po wojnie cmentarz został częściowo ekshumowany. Za wydmą rozpościera się teren torfowiskowego rezerwatu przyrody „Pogorzelisk Mszar”.

Wracamy do leśnego przedłużenia ulicy Kubusia Puchatka, przechodzimy na jej druga stronę i wchodzimy na nasyp kolejowy, którym kierujemy się na zachód. Po przejściu kilkuset metrów dochodzimy do skrzyżowania ulic Cieszyńskiej i Literackiej. Kierujemy się dalej na zachód ulicą Literacką. Przy ulicy Górnośląskiej z lewej strony mijamy ciekawą przedwojenną willę (Literacka 10) utrzymaną w bardzo dobrym stanie przez obecnych właścicieli. Jest to wzniesiony w 1938 r. dom, zaprojektowany przez włoskiego architekta w stylu młodej polski z elementami architektury śródziemnomorskiej. Pierwotnie zbudowany jako dom dla córki przedwojennego przedsiębiorcy warszawskiego. Rozplanowany na osi północ - południe. Wszystkie pomieszczenia mieszkalne i gościnne położone są na południowej stronie domu. Ogromne okna i cztery tarasy zapewniają otwarcie na otoczenie. Na parterze znajdują się dwa salony przedzielone cztero-skrzydłowymi drzwiami. Na główny taras prowadzą trzy wyjścia z salonów i z kuchni.

Nieco dalej, również po tej samej stronie widzimy nowoczesne budynki Ośrodka Szkolno – Wychowawczego dla Dzieci Niesłyszących i Słabosłyszących mieszczącego również szkołę podstawową, gimnazjum i liceum. Pierwotnie w tym miejscu przebywały po II wojnie światowej sieroty przybyłe z ZSRR.W 1954 utworzono tu przedszkole dla dzieci głuchych. Obecny, nowoczesny ośrodek otwarto 6 kwietnia 1997 r.

Do Ośrodka przylega teren „Śródborowianki”. Jest to najbardziej znany, przedwojenny śródborowski pensjonat. Pierwotnie mieścił się w stojącym do dzisiaj drewnianym domku o nazwie „Sarenka”. Należał do warszawskiego finansisty Tadeusza Płucer-Sarny. Obecny główny murowany piętrowy budynek wzniesiono na początku lat 20-tych a następnie rozbudowano w 1927 r. według planów architekta Józefa Czesława Kona. Wypoczywała tutaj przed wojną elita żydowska, aktorzy i pisarze w tym też Julian Tuwim. W piwnicach domu mieściło się kasyno. We wrześniu 1939 r. w pensjonacie działała kuchnia wydająca bezpłatnie posiłki dla uciekinierów z Warszawy. W końcu wojny kwaterowały tu oddziały Armii Czerwonej, a po wojnie dom dziecka dla żydowskich sierot. Dzisiejsza „Śródborowianka” to ostatni przedwojenny pensjonat w Śródborowie, który trwa i przypomina „bogate” lata 20-te. Obecnie prowadzona jest tutaj także działalność kulturalno-naukowa, a przyjeżdżają do pensjonatu goście z całego świata, jak również dawni mieszkańcy tej dzielnicy. Jest to jedyny w Polsce ośrodek wypoczynkowy Towarzystwa Społeczno Kulturalnego Żydów. W 1935 r. o Śródborowiance tak pisał Cezary Jellenta: 

„Rywalem Górewicza jest Śródborowianka, która nie mniej dobrze rozumie potrzebę jedności i wzajemnego uzupełniania się budynku z tłem pejzażowem. Włożyła w swój dom murowany wielką ambicję architektoniczną i rozpostarła przed nim a w okoleniu sosen, dobre przedpole gazonów i kwiatów, choć niewyszukanych. Punkt ciężkości przypadł na zajmujący salon towarzyski, w którym budowniczy (…) zręcznie skoordynował efekty form i silnych barw modernistycznych i osiągnął wrażenie krzepkiej świeżości i nowoczesności. Do najlepszych części należy żywa i urozmaicona fasada. Oba te zakłady w jednakowym stopniu godne są uwagi. W Śródborowiance dobrze się sprzęgły fantazyjność z okazałością i razem złożyły na właściwy styl Kasyna, w którym wiążą się Kuby pojedynczych części wielokształtnej całości w efekt powabny, aczkolwiek całość ta ani jest ukończona, ani całkiem odpowiada ściśle zamierzeniom twórcy, który w liście do autora pewien z tego powodu żal wypowiada.”

Minąwszy „Śródborowiankę” skręcamy w lewo i ścieżką pomiędzy wiekowymi sosnami dochodzimy do przystanku kolejowego w Śródborowie. Możemy stąd wygodnie dojechać pociągiem Kolei Mazowieckich do centrum miasta lub do Świdra, gdzie znajdują się inne trasy Otwockiego Szlaku Historycznego.