Otwocki Szlak Historyczny cz. 3
Szlak miast ogrodów od Soplicowa do Śródborowa.
Całkowita długość szlaku: 9,5 km.
Przebieg szlaku: Przystanek PKP Śródborów – ul. Armii Krajowej – ul. Wojskiego – ul. Bukowa – ul. Bernardyńska – ul. ks. J. Poniatowskiego – ul. płk. J. Sułkowskiego – ul. gen. J. H. Dąbrowskiego – ul. Legionów – ul. ks. J. Poniatowskiego – ul. G. Nartowicza – ul. Łowiecka – ul. Tadeusza – ul. Jacka Soplicy – ul. G. Narutowicza – ul. L. Zamenhofa – ul. C. K. Norwida – ul. Warszawska – ul. Z. Krasińskiego – ul. E. Orzeszkowej – ul. Biruty – ul. Wł. Reymonta – ul. Tatrzańska – ul. G. Narutowicza – ul. Kubusia Puchatka – ul. Cieszyńska – ul. Literacka – Przystanek PKP Śródborów.
Szlak jest wyznakowany w terenie znakami biało-żółtymi.
Trasa biegnąca wyłącznie ulicami Soplicowa i Śródborowa. Są to otwockie dzielnice powstałe na początku lat 20-tych ubiegłego wieku. Zostały one rozplanowane zgodnie z panującą w tym czasie w Europie modą na wznoszenie tzw. miast ogrodów. Pozwala na zaznajomienie się z porozrzucanymi wśród otwockich sosen okazałymi modernistycznymi willami, dawnymi sanatoriami i pensjonatami. Na trasie najwyższe wzniesienie na terenie Otwocka, wydma Meran, która swoją nazwę zawdzięcza włoskiemu kurortowi położonemu w Alpach.
Śródborów powstał w 1922 r. jako miasto-park leśny, mający spełniać modną wówczas idee miasta-ogrodu. Była to inicjatywa społeczna Towarzystwa „Śródborów”, które starało się o założenie wzorcowego osiedla utrzymanego w tym duchu. W skład udziałowców Towarzystwa wchodzili zamożni mieszkańcy Warszawy, Łodzi, Krakowa, Ozorkowa a nawet Berlina. Po studiach terenowych przeprowadzonych wokół Warszawy wybrano właśnie to miejsce na realizację tego unikatowego projektu. Ówcześni właściciele nie chcieli jednak sprzedać terenów. Decyzję zmienili dopiero wtedy, gdy zostali przyjęci na udziałowców Towarzystwa. Z wielkim trudem uzyskano zwolnienie spod ochrony leśnej i przeznaczenie terenów pod zabudowę letniskową. Plan miasta-ogrodu sporządził Zdzisław Kalinowski, który wzorował się na „najlepszych wzorach europejskich” jak Hampstead i Hellerau. W planie przewidziano 19% powierzchni na ulice o szerokości od 10 do 14 m oraz 15 mórg pod place i zieleńce. Zarezerwowano place pod obiekty użyteczności publicznej: kościół, dwie szkoły, boiska, straż ogniowa, halę targową i plac zabaw dla dzieci. W 1923 r. plan został zatwierdzony i zbudowano pierwszych 10 wzorcowych domów zaprojektowanych przez prof. Rudolfa Świerczyńskiego. Do 1932 r. w Śródborowie wybudowanych już było 100 domów, 30 pensjonatów i komfortowy hotel-pensjonat dla 100 osób. W 1923 r. na koszt Towarzystwa zbudowano przystanek kolejowy i zainstalowano połączenie telefoniczne z Warszawą. W 1925 r. wzniesiono własną elektrownię. Z czasem Towarzystwo podzieliło się na dwie mniejsze spółki i w 1929 r. występuje już Towarzystwo Miast, Ogrodów i Uzdrowisk w Polsce Sp. Z o.o. oraz „Śródborów” Sp. z o.o. W 1932 r. mimo protestów Towarzystwa i mieszkańców, Śródborów został wchłonięty przez Otwock. Pod koniec okresu międzywojennego zamieszkiwali tu zamożni obywatele z Warszawy, lekarze, bankowcy, finansiści i przedstawiciele wolnych zawodów. Zamawiali oni projekty swoich domów wśród najbardziej wziętych architektów warszawskich, absolwentów Wydziału Architektur Politechniki Warszawskiej a także przedstawicieli środowiska lwowskiego i łódzkiego. Znajdziemy tutaj realizacje projektów takich architektów jak: Jerzy Gelbard, Roman Sygalin, Wacław Wezer, Jerzy Stackelberg, Szymon Syrkus, Henryk Bum, Lucjan Korngold, Maksymiian Kon, Rubin Szwarc a także Alfred Zacharewicz i Witold Szereszewski. Architektura powstających willi i pensjonatów nowego osiedla odbiegała znacząco od powstających od końca XIX w. budowli „świdermajerowskich” na linii otwockiej. W projektach budynków wykorzystywano elementy charakterystyczne dla nowych nurtów w architekturze lat 20 i 30-tych XX w. Kierowano się założeniami architektury nowoczesnej oraz szeroko stosowano formy rozpowszechnione w architekturze światowej. Nowe domy nie wznoszone były z drewna jak w Otwocku, ale w oparciu o nowoczesne konstrukcje murowano-stalowe z elementami żelbetonowymi. Bryły domów składają się z prostopadłościanów o różnej wielkości i wysokości z czasami dodawanymi walcami i półokręgami. Elewacje nie mają żadnych dodatkowych „zbędnych” ornamentów. Elementami ozdobnymi są w nich rzędy okien, balkony i tarasy. Budynki były dobrze wkomponowane w otoczenie na dużych działkach o średniej wielkości około 2500 m2. Wokół budynków starannie projektowano ogrody dopasowując je do ukształtowania terenu i istniejącej zieleni. Do dzisiaj na terenie osiedla zachowało się nie tylko wiele drewnianych świdermajerów, ale i świetnych przykładów budynków modernistycznych pamiętające dobre lata 20 i 30-te ubiegłego wieku. Nazwy pensjonatów mówią same za siebie: „Promień” przy ulicy Szwoleżerów, „Beatrycze” B. Lichtenbaumowej w domu Weismana przy ulicy Syrokomli róg Rejtana, „Dom w lesie” przy ulicy Zamenhofa, „Palace” przy Alei Róż czy „Zacisze” przy ulicy Norwida. Wszystkie one figurują w otwockich informatorach z lat 30-tych i świadczą o wielkich aspiracjach ich właścicieli.
Soplicowo.
Osiedle powstało i zostało rozplanowane po 1921 r. z inicjatywy Edwarda Kasperowicza. Układ urbanistyczny został skomponowany zgodnie z powszechnie wtedy panującą modą na miasta-ogrody. Pod nowe osiedle zakupiono ok. 115 morg lasu należącego do majątku Wawrzyńców dóbr Glinianka i rozdzielono na bardzo dogodnych warunkach pomiędzy 50 udziałowców, wyznaczając każdemu po 2 morgi. Na 12 morgach wydzielonych na cele publiczne zaprojektowano umieszczenie: szkoły, kaplicy, parku, targowiska i boiska sportowego. Chętnych do zamieszkania było więcej, dlatego zarząd stowarzyszenia nabył od hr. Jezierskiego kolejne 150 morg lasu przyległego do osiedla z folwarku Anielin dóbr otwockich. Uliczki Soplicowa promieniście odchodzą od długiej ulicy centralnej, jaką jest ulica Księcia Józefa Poniatowskiego. Autorem rozplanowania był Feliks Michalski a projektantami domów m.in. Józef Sigalin, Lucjan Korngold i Jerzy Gelbard. Nazwa kolonii i nazwy wszystkich ulic na wschód od ul. Gabriela Narutowicza (oryginalnie ulica nazywała się Aleją Narutowicza) nawiązują do poematu „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza, co stanowi formę hołdu dla Michała Elwiro Andriollego, ilustratora narodowej epopei. Na zachód od ulicy Gabriela Narutowicza wszystkie ulice za swoich patronów mają bohaterów narodowych z okresu walk o niepodległość. Soplicowo zostało włączone w granice Otwocka na mocy rozporządzenia Rady Ministrów w 1932 r. Jest to jedno z dwóch tego typu założeń urbanistycznych w granicach dzisiejszego Otwocka, drugim jest osiedle park leśny Śródborów. W okresie międzywojennym w Soplicowie zamieszkało wielu urzędników państwowych i samorządowych. Swoje domy wybudowali tutaj m.in. otwocki radny i społecznik Edward Kasperowicz czy minister pracy i opieki społecznej Ludwik Darowski. Po 1944 r. dużą część Soplicowa została wyłączona z ogólnego użytkowana przez NKWD i UB, które zajęło wiele znajdujących się tutaj willi i pensjonatów na swoją siedzibę. Między innymi kwartały ulic: Narutowicza – Poniatowskiego – Hrabiego – Andriollego i Narutowicza – Sułkowskiego – Czackiego – 3 Maja, były odgrodzone płotami i drutem kolczastym od reszty osiedla a wstęp na ten teren był możliwy tylko za okazaniem specjalnej przepustki. Podobnie było utrudnione poruszanie się ulicą Poniatowskiego na odcinku od ulicy 3 Maja w kierunku ulicy Narutowicza. Ten teren w 1944 r. został zajęty przez WUBP i MO. W dzisiejszym domu przy ulicy Poniatowskiego 20 mieściła się wartownia MO, gdzie trzeba było otrzymać przepustkę na poruszanie się po tym terenie. W domu przy ulicy Poniatowskiego 31 mieścił się w latach 1944-45 areszt śledczy Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Ponadto, miejsce to upodobali sobie prominentni działacze komunistyczni. Przy ulicy Narutowicza swoje wille posiadali Jakub Berman i Władysław Kowalski a w późniejszych latach przy ulicy Sułkowskiego, Władysław Gomółka.
Spacer rozpoczynamy na przystanku kolejowym w Śródborowie. Jeszcze dziesięć lat temu na stacji (od strony Alei Róż), stał mały drewniany budynek z altaną z okresu powojennego, będący dobrym przykładem architektury kolejowej okolic Otwocka.
Liczne klomby otaczały cały przystanek. Wiodły z niego kamienne schodki w kierunku zdziczałego obecnie, zaniedbanego śródborowskiego parku rozciągającego się wzdłuż ulicy Narutowicza aż do ulicy Kubusia Puchatka. Niestety, opuszczony i dewastowany budynek został rozebrany przez administrację PKP kilka lat temu a cały teren wokół splantowany tak skutecznie, że nie pozostał po całym założeniu nawet najmniejszy ślad. Peronem idziemy w kierunku Pilawy i skręcamy w prawo w ulicą Armii Krajowej i ponownie w prawo w ulicę Wojskiego. Idziemy nią dalej zagłębiając się w uliczki Soplicowa. Po kilkudziesięciu metrach dochodzimy do promienistego skrzyżowania ulicy Wojskiego z ulicami Łowiecką i Żebrowskiego. Ksiądz Stanisław Żebrowski był wieloletnim proboszczem w Śródborowie. Na wniosek mieszkańców został on patronem tej uliczki. Szkoda, że Rada Miasta przychyliła się do tego wniosku, ponieważ tym sposobem została złamana 80-letnia tradycja nazewnictwa ulicznego w tej części Otwocka. Zgodnie z oryginalnym rozplanowaniem tego osiedla ulice na wschód od ul. Narutowicza otrzymały nazwy nawiązujące do narodowego poematu „Pan Tadeusz” pióra Adama Mickiewicza i powinno to zostać uszanowane. Zasłużonemu proboszczowi śródborowskiej parafii można było przydzielić ulicę w powstającym w tym czasie osiedlu domów jednorodzinnych w Jabłonnie (też należącej do tej parafii). Za skrzyżowaniem po prawej stronie mijamy dużą, piękną, przedwojenną, willę „Dworek Milla”.
W latach 30-tych XX w. mieszkał tutaj Henryk Goldkopf, który
jako jeden z nielicznych posiadał w Soplicowie telefon i jest wymieniany w
wykazie abonentów telefonicznych z 1938 i 1939 r. Po II wojnie światowej, do
lat 60-tych, mieściła się tutaj Szkoła Podstawowa nr 2. Idąc dalej przechodzimy
mostkiem nad korytem Pogorzelskiej Strugi i skręcamy w lewo w ul. Bukową.
Pogorzelska Struga jest niewielkim strumieniem wypływającym z pól w rejonie wsi
Jatne, przepływającym przez Dyzin, Glinę, Pogorzel i wsiąkającym w piaszczysty
grunt na terenie Soplicowa nie uchodząc do żadnego większego cieku wodnego.
Okresowo, szczególnie w suche lato strumień na terenie Soplicowa jest
całkowicie wyschnięty, ale zdarzają się lata, gdy po szczególnie obfitych
opadach wody Pogorzelskiej Strugi przelewają się przez okoliczne lasy
dopływając do ulicy Narutowicza i dalej tą ulica płyną do kanału w rejonie ul.
Andriollego. Idziemy prosto ulicą Bukową. Po prawej stronie, w zaroślach widać
betonową „bramę do lasu”. W tym miejscu miał stanąć sklep. Niestety inwestycja
nie została zrealizowana a pamiątką po niej jest stojąca do dzisiaj niby brama.
Wędrujemy dalej za drogowskazami, które prowadzą nas do pomnika lotników. W
katastrofie lotniczej 11 XI 1998 r. zginęli: mjr. pil. Tomasz Pajórek i mjr.
pil. Mariusz Oliwa. Ci doświadczeni piloci wystartowali samolotem TS-11 „Iskra”
z lotniska w Mińsku Mazowieckim. Mieli zbadać warunki pogodowe do defilady
powietrznej nad Warszawą w Dniu Niepodległości. Pogoda była fatalna, samolot
uległ oblodzeniu i spadł a lotnicy ponieśli śmierć na miejscu. W rocznicę
tragedii postawiono głaz pamiątkowy na niewielkim podwyższeniu otoczonym
kamiennym murkiem i drewniany krzyż. Co roku w rocznicę tragedii, 11 listopada
o godzinie 15 odbywa się pod pomnikiem polowa msza święta, w której biorą
licznie udział rodziny i koledzy pilotów oraz mieszkańcy Otwocka.
Cofamy się nieco do ulicy Bernardyńskiej i skręcamy w nią.
Po lewej stronie mijamy rozległy teren dawnego Młodzieżowego Ośrodka
Szkolno-Wychowawczego rozciągający się od ulicy Bukowej aż po
zarastającą ulicę Jacka.
W okresie międzywojennym całość należała do inżyniera Ignacego a’Donau-Szpindlera i jego rodziny. Rodzina a’Donau-Szpindlerów pochodziła z dawnych Kresów Wschodnich i w okresie rewolucji bolszewickiej musiała opuścić swój majątek i uciekać przed czerwonym terrorem. Po kilku zmianach miejsca zamieszkania ostatecznie osiedlili się w otwockim Soplicowie. Inżynier Ignacy a’Donau-Szpindler był absolwentem puławskiego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego. Pierwszy z murowanych budynków o bryle przypominającej dworek to przedwojenna „Willa Zadumana” (obecnie Bernardyńska nr 13a dawniej nr 1) wzniesiona przed 1928 r. Mieścił się w niej pensjonat prowadzony przez dentystkę Jadwigę a’Donau-Szpindlerową. Ogród wokół willi w 1929 r. zaprojektował sam Wacław Tański, główny ogrodnik Łazienek Królewskich, wykładowca w Wyższej Szkole Ogrodniczej (poprzedniczce Wydziału Ogrodniczego SGGW) i projektant otwockiego parku miejskiego. Ozdobami parku były: mini fontanna usytuowana na południe od budynku, kort tenisowy i murowana altana od strony ulicy Bernardyńskiej. Za willą od strony lasu wznosi się niewielki drewniany dom nazywany „Belweder”. Przebywał w nim, a raczej odpoczywał, prof. Stanisław Wojciechowski, Prezydent RP w latach 1922-26. To na pamiątkę jego pobytu domek ten został nazywany „Belwederem”. Nieco dalej, również po lewej stronie wznosi się dwupiętrowy, okazały budynek o oryginalnej architekturze. Jest to „Willa Sopliczanka” (obecnie Bernardyńska nr 13 dawniej nr 3) wzniesiona w latach 1929-39. Książka telefoniczna z 1939 r. podaje, że mieścił się tutaj „Ośrodek Zdrowia i Humoru”, co nie jest do końca prawdą. Pensjonat był przygotowany do otwarcia na jesieni 1939 r., co ze względu na wybuch wojny się nie odbyło. O tym najbardziej okazałym pensjonacie Soplicowa pisał Cezary Jellenta w 1935 r.:
„O kilometr dalej ku przestrzeniom, jeszcze szczęśliwie nie zaludnionym, w świetnem miejscu szczerego zalesienia, zwanem „Soplicowo”, czeka na swoje wykończenie gmach dużego osiedla, zapowiadający tem, co już jest do widzenia, że chce być architektonicznie niebanalnym. Jakieś podcienia, arkady, przybudówki, kaplica. Obyż jak najprędzej wyszedł z powijaków!”
W okresie okupacji hitlerowskiej w
budynkach znajdowała szkoła podoficerska Wehrmachtu a bezpośrednio po
wyzwoleniu zajmowała go Armia Czerwona. Po II wojnie światowej państwo przejęło
całą nieruchomość za długi ciążące na hipotece za niespłacony kredyt
zaciągnięty na budowę „Sopliczanki”. Kredyt ten miał być spłacany z dochodów z
pensjonatu. Plany te niestety przekreślił wybuch wojny i przejęcie obiektu
przez okupanta. Później, w obydwu budynkach mieścił się dom dziecka prowadzony
przez TPD. W I połowie lat 50-tych XX w. znalazły tutaj schronienie dzieci
koreańskie, ofiarny wojny toczonej na Półwyspie Koreańskim. Pamiątką po ich
pobycie jest zaniedbany i zarośnięty krzewami pomnik przyjaźni
polsko-koreańskiej.
Po likwidacji domu dziecka działał tu do lat 90-tych
ubiegłego wieku ośrodek szkolno – wychowawczy dla dziewcząt. Pomiędzy
„Zadumaną” a „Sopliczanką”, przy samej ulicy stoi niewielki, dobrze utrzymany,
drewniany domek z lat 20-tych ubiegłego wieku, wzniesiony również przez
a’Donau-Szpindlerów. Do dzisiaj mieszkają w nim ich potomkowie. Obecnie działka
podzielona jest na trzy oddzielne posesje należące do różnych osób prywatnych.
Dawna „Willa Zadumana” jest własnością prywatną, użytkowaną
okazjonalnie. Natomiast dawny pensjonat „Sopliczanka” jest zaniedbany przez
obecnego właściciela i popada w ruinę a szkoda, bo odnowiony mógłby stanowić
ozdobę całej dzielnicy.
Po prawej stronie ulicy Bernardyńskiej dzisiaj mijamy tylko
las. Przed II wojną światową, w lesie tym, naprzeciwko „Sopliczanki” wybudowana
został niewielka willa nazywana „Muchomorem”. Po wojnie została rozebrana i do
dnia dzisiejszego pozostały po niej tylko nikłe ślady.
Na rogu ulicy Lipowej, wznosi się niezbyt okazała,
przedwojenna „Willa Jagódka” należąca w 1938 r. do Leona
Dzwonkowskiego, emerytowanego radcy skarbu (obecnie Bernardyńska 17 dawniej
Bernardyńska 5). W narożu posesji, za ogrodzeniem, leży na ziemi niepozorny
kamień z wyrytą inskrypcją upamiętniającą Powstanie Warszawskie 1944 r.
Jest to jedyny
prywatny pomnik w Otwocku. W tym miejscu warto zboczyć odrobinę z trasy i
skręcić w ulicę Lipową. Nieco za skrzyżowaniem po prawej stronie Idziemy dalej
przechodząc przez niewielkie wzniesienie. Po kilkudziesięciu metrach z prawej
strony widać dużą, zadbaną posesję o prawie hektarowej powierzchni przy ulicy
Lipowej 10/12. Na jej środku wznosi się przepiękna, biała willa wybudowana
pomiędzy 1930 a 1935 r.
Jest to budynek piętrowy wzniesiony na rzucie zbliżonym do
kwadratu o cechach typowych dla willi modernistycznych, wznoszonych masowo w
Soplicowie i Śródborowie w okresie międzywojennym. Willa ta na początku była
połączona w jedną całość z sąsiednią willą Darowskich stojącą od strony ulicy
Myśliwskiej 9. Została ona wybudowana dla syna pierwszych właścicieli. Dlatego
też okazały front willi z półkolistym wybrzuszeniem, dużym tarasem na długości
całej elewacji i półokrągłym balkonem na piętrze, znajduje się od strony ulicy
Myśliwskiej a nie Lipowej, do której jest przyporządkowany. Od tarasu do
sąsiedniej willi biegł chodnik wysadzany dookoła ozdobnymi krzewami a w połowie
drogi znajdowało się okrągłe oczko wodne (być może była to fontanna). Ozdobne
krzewy zobaczyć można w kilku miejscach wokół willi. Szczególnie efektownie
prezentuje się uformowane z nich półkole naprzeciwko tarasu. Obecny właściciel
wspomina, że jak porządkował teren wokół budynku to odnajdował jeszcze resztki
krawężników wytyczających wspomniane alejki. Obejrzenie samego, pieczołowicie
odnowionego budynku dookoła przynosi wspaniałe wrażenia estetyczne. Zobaczymy
tutaj i okazały taras od strony elewacji ogrodowej, i przeszklone ściany
salonów oraz efektowne, również przeszklone wybrzuszenie. Na uwagę zasługują
zachowane oryginalne balkony oraz umieszczone w kilku miejscach kolumny i
kolumienki wnoszące nutę historyzmu w tą na wskroś modernistyczną budowlę.
Wracamy do ulicy Bernardyńskiej i skręcamy w lewo. Po dojściu do ulicy Poniatowskiego skręcamy w nią w lewo i po chwili dochodzimy do poprzecznej ulicy Barskiej (nieoznakowywanej na współczesnych planach miasta). Po drugiej stronie, nieco z prawej strony, widzimy bramę wjazdową.
Podobna furtka znajduje się w ogrodzeniu od strony ulicy
Myśliwskiej. Na środku terenu wznosi się okazały, dwupiętrowy budynek. Jest to
okazała przedwojenna „Willa Arcy” Rykwertów.
Elżbieta i Szymon Rykwertowie zakupili w 1935 r. działkę pod
budowę domu letniego z gruntów dawnego folwarku Pogorzel dóbr otwockich.
Projekt willi na ich zlecenie wykonał Lucjan Korngold. Willa została
zaprojektowana jako jednorodzinny, piętrowy, całoroczny dom mieszkalny.
Wnętrze budynku było podzielone na część prywatną i część reprezentacyjną. Na parterze znajdowały się: główne wejście prowadzące do sieni z klatką schodową, obszerny hol-salon ze schodami na górną kondygnację i kominek. W części północnej willi znajdowała się kuchnia, tzw. kredens, łazienka, pokój gościnny i służbowy. Pokoje sypialne właścicieli, bony i służby znajdowały się na piętrze. Zarówno z jadalni, jak i z holu na parterze można było wyjść na dwupoziomowy taras, a dalej, przez arkadowe podcienia, do reprezentacyjnego ogrodu ukształtowanego tarasowo wokół willi. Z niższego tarasu pośredniego schodziło się schodami do ogrodu rekreacyjnego z basenem kąpielowym. Uporządkowany modernistyczny ogród zajmował tylko część parceli. Od strony południowej i wschodniej budynek sąsiadował z sadem i ogrodem warzywnym, którym zajmował się zatrudniony przez właścicieli ogrodnik.
Tuż po rozpoczęciu wojny we wrześniu 1939 r. Rykwertowie wyjechali przez Wilno, Kowno, Estonię i Szwecję do Londynu. Większą część drogi odbywali razem z Aleksandrą Piłsudską. Ich syn Józef urodzony w 1926 r. w Warszawie mieszka w Londynie do dzisiaj. Obecnie Joseph Rykwert jest jednym z najwybitniejszych historyków architektury oraz autorem wielu kluczowych prac w dziedzinie historii i krytyki architektury, m.in.: „The Dancing Column” (1996), „The Seduction of Place” (2000), „The Judicious Eye” (2008). Wykłada na prestiżowych uczelniach na całym świecie. Po II wojnie światowej willa został przejęta na Skarb Państwa. Umieszczono w niej dom dziecka i z czasem znacznie rozbudowana. Do 30 września 2012 r. znajdował się tutaj Dom Dziecka nr 14. Bryła budynku jest dość prosta, ale można się w niej dopatrzeć kilku ciekawych elementów architektonicznych. Od strony wjazdu na uwagę zasługuje wysunięta do przodu i przesunięta lekko w lewo od środka budynku klatka schodowa w kształcie wieży. Na parterze, z lewej strony „wieży” zobaczyć można stylizowane podwójne romańskie okno przedzielone kolumienką. Podobne okno znajduje się również w ścianie od strony północnej. Z prawej strony budynku znajduje się okazały salon, w oknach którego zachowały się oryginalne, kute kraty. Na uwagę zasługuje też oryginalna, kuta lampa, zwisająca na łańcuchu z prawej strony „wieży”. Od zachodu i południa zachowały się oryginalne tarasy, węższy od strony ulicy Barskiej i szerszy oraz dłuższy od strony ulicy Hrabiego, oskarpowane łamanymi kamieniami granitowymi. Wokół domu zachował się też rozległy park obecnie zaniedbany. Od ulicy do willi prowadzi szeroka droga, po bokach której zachowały się ślady dwóch chodników. W trawie znajdziemy jeszcze przedwojenne krawężniki je wyznaczające. Przy zachowanej furtce zobaczymy również niewielki murek z łamanych kamieni granitowych i dwa kamienne schodki wprowadzające na alejkę biegnącą do willi. Po drugiej stronie ulicy Myśliwskiej pod numerem 9 zachował do dzisiaj okazały budynek przedwojennej „Willa Jałowiec”. Wzniesiona w duchu architektury narodowej prawdopodobnie na przełomie lat 20-tych i 30-tych XX w. Należała do Ludwika Darowskiego, ministra pracy i opieki społecznej w 9 kolejnych rządach w latach 1921-24 oraz wojewody łódzkiego i krakowskiego w latach 1925-29. Po II wojnie światowej mieścił się w niej dom dziecka oraz ośrodek wychowawczy dla dziewcząt (ten sam co i przy ul. Lipowej 10/12). Dzisiaj willa prezentuje się wspaniale, dzięki gruntownemu remontowi przeprowadzonemu przez obecnych właścicieli.
Wychodzimy na ulicę Barską i skręcamy w lewo. Idziemy
prosto, przechodzimy przez ulicę Hrabiego i pod linią wysokiego napięcia. Zaraz
za nią skręcamy w wąską ścieżkę odchodzącą z lewej strony. Podążając ścieżką
wschodzimy na szczyt Łysej Góry wyniosłej na kilkanaście metrów nad okalającym
terenem. Rozciąga się z niej daleki widok ponad Lasami Otwockimi w kierunku
Karczewa. Widoczne stąd drzewa są stosunkowo młode, mają tylko po kilkanaście
lat. Rosną one na terenie wielkiego pogorzeliska, które powstało w wyniku
największego pożaru lasu, jaki miał miejsce w rejonie Otwocka. Z samą górą
związane są liczne niesamowite opowieści jakoby na jej szczycie odbywały się
sabaty czarownic. Być może są to zniekształcone przekazy o odprawianych tutaj
przed wiekami pogańskimi rytuałami.
Wracamy do ulicy ks. J. Poniatowskiego i idziemy nią pośród
sosnowego lasu w kierunku północno – zachodnim. Po przejściu kilkuset metrów
skręcamy w lewo w niezabudowaną w tym miejscu ulicę płk J. Sułkowskiego.
Idziemy tą ulicą w kierunku zachodnim mijając po obydwu stronach dorodny
sosnowy las oraz kolejne niezabudowane ulice Soplicowa: Klucznikowską,
Protazego, Jankiela, Gerwazego i Telimeny. Dochodzimy do ulicy Tadeusza. Po
prawej stronie mijamy piętrową przedwojenną willę (Tadeusza 37), zachowaną w nienajgorszym
stanie a obecnie zamieszkałą przez przygodnych lokatorów, będącą w
administracji otwockiego ZGM-u. Na uwagę zasługuje garaż samochodowy w piwnicy
budynku z zachowanymi oryginalnymi, przedwojennymi drzwiami garażowymi.
Uwzględnienie przed II wojną światową w projekcie domu miejsca na samochód
świadczy o zamożności właścicieli willi i ich wysokim statusie społecznym.
Przechodzimy na drugą stronę ulicy Tadeusza. Po prawej
stronie mijamy szczelnie ogrodzoną posesję i okazałą, kamienną bramę wjazdową.
Jest to duża przedwojenna willa należąca do Norberta Bernsteina przy ulicy
Sułkowskiego 11, przejęta po II wojnie światowej przez Ministerstwo
Bezpieczeństwa Publicznego i później Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. W latach
60-tych ubiegłego wieku na mieszkanie upatrzył ją sobie I sekretarz PZPR Władysław
Gomółka, stąd jej potoczna nazwa „Gomółkówka”, używana do dzisiaj. W stanie
wojennym w 1982 r. w budynku przetrzymywani byli internowani działacze
„Solidarności”, w tym według niepotwierdzonych informacji nawet Lech Wałęsa. W
połowie lat 90-tych budynek użytkowała społeczna fundacja prowadząca terapię
zajęciową z dziećmi dotkniętymi porażeniem mózgowym. Obecnie swoją siedzibę ma
tutaj Zarząd Mazowieckiego Zespołu Parków Krajobrazowych (obejmujący również
Mazowiecki Park Krajobrazowy). Można tutaj przyjechać z grupą dzieci i
młodzieży na ciekawe zajęcia edukacyjne dla z zakresu ekologii oraz
przespacerować się wokół budynku interesującą ścieżką edukacyjną. Ponadto
pracownicy Parku prowadzą tu jedyny w okolicy Ośrodek Rehabilitacji Ptaków, w
którym obecnie przebywają myszołowy i puszczyki. Na uwagę zasługuje również sam
budynek Zarządu wzniesiony w latach 30-tych XX w. w stylu modernistycznym.
Niestety powojenne przeróbki i przebudowy zatarły częściowo pierwotny wygląd.
Jednak do dzisiaj ciekawie prezentuje się przeszklona bokiem klatka schodowa od
podwórza i duży, efektowny taras wraz z balkonem na całej długości ściany od
strony ulicy Sułkowskiego. Wokół budynku zachował się park, w którym jednak nie
znajdziemy już dzisiaj śladów pierwotnego rozplanowania.
Idziemy dalej prosto ulicą płk J. Sułkowskiego mijając po drodze ulice: Zosi, G. Narutowicza, T. Czackiego, gen. J. Chłopickiego i dochodzimy do Placu Wolności. Po drodze mijamy kilka przedwojennych willi schowanych w głębi rozległych posesji m.in.: T. Czackiego 14, Plac Wolności 3. Sam plac został zaprojektowany jako centralne miejsce Soplicowa w 1921 r. Po rozszerzeniu osiedla podobny plac został zaprojektowany u zbiegu ulic: ks. J. Poniatowskiego, Gerwazego, Protazego i gen. J. Skrzyneckiego. Przed II wojną światową odbywały się tutaj zawody konne. Cezary Jellenta w 1935 r. tak opisuje ten plac:
„Na razie zawody konne, zarówno tegoroczne jak i zeszłoroczne
– odbywają się one na Placu Wolności, wielkim hallu lasów, - nie wywołały
żadnych wstrząśnień. Zanotowano kilka niewziętych przeszkód i kilka damskich
upadków z koni – nic więcej.” Cały teren Placu został zalesiony
dopiero po II wojnie światowej.
Skręcamy w ulicę gen. J. H. Dąbrowskiego i następnie w lewo
w ulicę Legionów. Mijany z prawej strony zniszczony, piętrowy budynek przy
Dąbrowskiego 3 wzniesiony w 1924 r. Niestety jego los jest przesądzony, ze
względu na fatalny stan techniczny został przeznaczony do rozbiórki. W latach
30-tych ubiegłego wieku funkcjonował w budynku Pensjonat „Wiktorówka” kategorii
I, w którym mieszkała lekarka Zofia Dobrowolska. Dookoła budynku zachowały się
resztki ponad hektarowej wielkości parku z kilkoma okazami sosen, świerków, lip
i ozdobnych krzewów oraz tzw. stróżówka (Dąbrowskiego 3a), w której mieszkała
służba pracująca w Pensjonacie.
Podążamy w kierunku północno-zachodnim ulicą Legionów, która
w okresie Polski Ludowej została przemianowana na ulicę Witolda. Dawna nazwa
została przywrócona na początku lat 90-tych XX w. Mijamy po drodze w
przeważającej mierze współczesną zabudowę jednorodzinną. Pod koniec ulicy z
lewej strony widzimy duży zaniedbany teren pomiędzy ulicami Legionów i
Traugutta. Prowadzi na niego ceglana furtka. W głębi wznosi się zaniedbany
piętrowy przedwojenny pensjonat.
Po wyzwoleniu w 1944 r. budynek był zajęty przez Urząd
Bezpieczeństwa Publicznego w Otwocku. Dzisiaj budynek posiada podwójną
numerację ulica Legionów 4 i Traugutta 7. Na posesji dalej przy ulicy Legionów
2 wznosi się piętrowy pałacyk wzniesiony w latach 1930-32 w tzw. stylu
narodowym dla ówczesnego burmistrza Otwocka Michała Górzyńskiego.
Pałacyk należał wtedy do najpiękniejszych domów w mieście. W
latach 30-tych ubiegłego wieku mieścił się tutaj Pensjonat „Zulita” (vel
„Julita”) prowadzony przez wdowę po burmistrzu Zofię Górzyńską. Pensjonat
funkcjonował do 1938 r. Następnie właścicielką budynku została Jolanta
Birnbaum. Przez kilka miesięcy 1940 r. w willi mieściła się niemiecka szkoła
podstawowa dla ok. 18 dzieci, prowadzona przez niemieckiego nauczyciela Gerarda
Braunsa na koszt otwockiego samorządu. Po likwidacji szkoły od jesieni 1940 r.
urzędowało tu podobno gestapo. Przez długie lata po II wojnie światowej w
pałacyku mieściła się Wojskowa Komenda Uzupełnień a od paru lat prywatne
przedszkole.
Wychodzimy na ulicę Poniatowskiego, gdzie kierujemy się w
lewo w stronę widocznej, najstarszej w Otwocku stacji paliw, należącej obecnie
do PKN Orlen. Starsi mieszkańcy miasta pamiętają kłopoty z kupnem paliwa w
latach 80-tych XX w. i jego reglamentacją na kartki. Wtedy, żeby nawet wykupić
przysługujący przydział paliwa na samochód trzeba było odstać swoje w
tasiemcowej kolejce, która wiła się wzdłuż ulicy Poniatowskiego i Pułaskiego a
czasami nawet Andriollego lub Partyzantów. Przed stacją paliw po lewej stronie
widać duży, piętrowy, przedwojenny budynek, wzniesiony zapewne tuż po I wojnie
światowej przy ulicy Poniatowskiego 16 (dawniej Lubelska 16) należący w 1925 r.
do niejakiego Goldfarba a następnie do Prezesa Gminy Żydowskiej w Otwocku
Pinkasa Kacenelenbogena. W 1938 r. właścicielką budynku była Gitta Rozenblum.
Pokoje w willi wynajmowane były letnikom i kuracjuszom. Od strony ulicy
Traugutta stoi niewielki parterowy domek (Poniatowskiego 16a), który też
należał do posesji Kacenelenbogena i mieścił stajnię dla koni oraz mieszkanie
dla służby i stróża.
Wracamy ulicą ks. J. Poniatowskiego w kierunku
południo-wschodnim. Z lewej strony mijamy, schowaną w lesie dobrze zachowaną,
przedwojenną modernistyczną willę z 1923 r. przy ulicy Poniatowskiego 23.
Prowadzi do niej zachowana, oryginalna przedwojenna furtka. Sam budynek jest
dwupiętrowy. Od strony ulicy w centralnej części znajduje się rozległy taras
prowadzący zapewne pierwotnie do okazałego salonu. Z lewej strony znajduje się
półkolisty występ z tarasem na piętrze w tym samym kształcie a z prawej strony
również występ z balkonem na piętrze tylko że w kształcie prostokąta. Wejście
do budynku z klatką schodową znajduje się od tyłu. Warto wejść na nią i
zobaczyć bardzo dobrze zachowaną lastrykową posadzkę ozdobioną figurami
geometrycznymi oraz oryginalne poręcze przy schodach. Wokół zachował się
pierwotnie ładnie skomponowany, a obecnie zdziczały park oraz oryginalny
chodnik prowadzący od furtki do willi wysadzany drzewiastymi tujami. Pierwotnie
działka obejmowała również dzisiejszy numer 21 gdzie znajdowała się główna
brama wjazdowa oraz budynek dozorcy tzw. stróżówka z garażami, który
rozbudowany i pozbawiony cech stylowych stoją do dzisiaj. Tuż za skrzyżowaniem
z ulicą Legionów na samym rogu stoi niepozorny, murowany budynek otynkowany na
kolorowo (Poniatowskiego 20). Jest to pozostałość po dużej „Willi Wenecja”. W
samej willi, która była dużym piętrowym drewnianym budynkiem mieścił się przez
długie lata PRL-u sklep, z którego mogli korzystać tylko funkcjonariusze MO
tzw. „konsumy”. Teren ten oraz znajdujące się po drugiej stronie ulicy
Poniatowskiego, już nieistniejące, dwa przedwojenne pensjonaty (Poniatowskiego
27 i 29) wykorzystywała po wojnie Milicja Obywatelska a od 1990 r. Policja na
siedzibę Komendy Powiatowej (później Rejonowej). Na danym terenie Komendy
dzisiaj budowane jest osiedle domów wielorodzinnych „Soplicowo”. Jest to jedno
z ładniejszych osiedli wznoszonych obecnie w Otwocku.
Nieco dalej na łuku ulicy z lewej strony widać w głębi dużą
modernistyczną willę wzniesioną w latach 1935-37 przy Poniatowskiego 31.
Budynek jest piętrowy o bardzo ciekawym kształcie. Są to jak
gdyby dwie prostokątne bryły złączone tylnymi narożami. Wokół elewacji
frontowej zachowały się oryginalne tarasy i narożne balkony z jednej strony
zaokrąglone. Na tyłach budynku zachował się również niewielki budynek
stróżówki. Wejście do willi z owalnym holem przed klatką schodową znajduje się
od frontu w narożu, lekko cofnięte w stosunku do reszty budynku. Warto wejść na
nią i zobaczyć bardzo dobrze zachowaną, ale zaniedbaną, posadzkę z klepki dębowej
oraz oryginalne drewniane poręcze przy schodach. Po wyzwoleniu w 1944 r. w
budynku mieścił się areszt śledczy Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej
Milicji Obywatelskiej. Tutaj prowadzone były przesłuchania więźniów,
którymi byli przede wszystkim byli żołnierze AK czy osoby uznane za wrogie dla
nowego ustroju „demokracji ludowej”. Do dzisiaj zachowały się w dwóch piwnicach
oryginalne drzwi „aresztanckie” z charakterystycznymi wizjerami oraz otwory
wentylacyjne poprzegradzanie siatką metalową. Po wyprowadzeniu się MO budynek
został przejęty przez MSW na dom mieszkalny dla pracowników resortowych,
głównie z otwockich szpitali. Nieco dalej, również z lewej strony widać
najstarsze osiedle mieszkaniowe w Otwocku powstałe na zlecenie Ministerstwa
Publicznego przy ulicy Poniatowskiego 33-39. Według nie do końca sprawdzonych
informacji inspiratorem jego budowy był sam minister Radkiewicz. W tym miejscu
planowana była też budowa dużego sanatorium (szpitala?) MBP, ale z wielkich
planów zrealizowano tylko osiedle przeznaczone dla personelu
lekarsko-pielęgniarskiego. Później zamieszkali w nich pracownicy sanatorium MSW
przy ulicy B. Prusa. Trudno określić jednocześnie czas ich powstania według
różnych źródeł wybudowano je od przełomu 1949/50 r. do 1955/56 r. Obecnie
budynki są w administracji otwockiego ZGM-u i wspólnot mieszkaniowych.
Oglądając ciekawą architekturę bloków, nawiązującą do oszczędnego historyzmu
okresu międzywojennego, warto zwrócić uwagę na zachowane oryginalne wyposażenie
klatek schodowych oraz pierwotnie podświetlane numery porządkowe. Od strony
ulicy zachowało się oryginalne ogrodzenie osiedla z lat 50-tych XX w.
Idziemy dalej mijając ulice gen. J. H. Dąbrowskiego z prawej
strony i nieużywaną, zarastającą Ułańską z lewej strony. Dochodzimy do
okazałego budynku Gimnazjum nr 2 im. Ireny Sendlerowej przy ulicy
Poniatowskiego 47/49. Budynek został wybudowany w połowie lat 60-tych ubiegłego
wieku w dużej części w czynie społecznym, w który zaangażowani byli żołnierze z
1 Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej im. T. Kościuszki z Wesołej (dawna 1
Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki) w ramach społecznej akcji „1000 szkół
na 1000 lat Państwa Polskiego”. 1 września 1967 r. w nowym budynku została
uroczyście otwarta Szkoła Podstawowa nr 2, której jako patrona nadano
Naczelnika Insurekcji z 1794 r. gen. Tadeusza Kościuszki. Przy szkole, z prawej
strony wejścia znajduje się cokół po popiersiu gen. Tadeusza Kościuszki. Ten
okaleczony dzisiaj pomnik został uroczyście odsłonięty w 1967 r. w 150 rocznicę
śmierci Naczelnika. Pomnik wraz z samym popiersiem zaprojektował Bronisław
Koniuszy. Niestety nieznani sprawcy kilka lat temu ukradli popiersie wykonane z
brązu. Policja po kilku dniach odzyskała popiersie. Zostało ono ustawione na
nowym cokole w prawej strony wejścia do Szkoły Podstawowej nr 2. Obecnie szkoła
nosi imię Ireny Sendlerowej.
Przechodzimy przez skrzyżowanie z ulicą G. Narutowicza i
podążamy dalej w kierunku wschodnim ulicą ks. J. Poniatowskiego. Tuż za
skrzyżowaniem stał dawniej drewniany dom, w którym po wyzwoleniu w 1944 r.
urzędował osławiony ppor. Józefa Światło, twórca pionu śledczego Komendy
Wojewódzkiej MO w Warszawie. Obecnie po tym domu nie pozostał żaden ślad tylko
uważny obserwator zorientuje się gdzie on stał po zachowanej polance. Idziemy
dalej mijając z prawej strony ulicę Zosi. Po drodze warto zwrócić uwagę na kilka
ciekawych modernistycznych willi z okresu międzywojennego. Z lewej strony przy
ulicy J. Poniatowskiego 53, tuż przed ulicą Tadeusza widać dwa, niezbyt
urodziwe, parterowe, murowane domy z lat 30-tych XX w., otynkowane na wrzosowo
z zaniedbanym parkiem dookoła, do których prowadzi ciekawa, oryginalna,
częściowo murowana brama z furtką ze stylizowaną głową Chrystusa. Nieruchomość
ta należy dzisiaj do Caritasu. Dużo ciekawsze modernistyczne wille
znajdują się po przeciwnej stronie ulicy. Szczególnie godna uwagi jest willa
Poniatowskiego 40. Prowadzi do niej oryginalny chodnik od dawnej furtki. Idąc
nim wychodzimy od razu na główne wejście do piętrowego budynku z lat 30-tych
ubiegłego wieku. Koniecznie trzeba wejść do środka mijając zachowane oryginalne
drzwi wejściowe i przeszklone następne prowadzące do holu. Warto zwrócić uwagę
na bardzo dobrze zachowaną, oryginalną klatkę schodową z zawijającymi się
schodami, przeszkloną z dwóch stron do samego sufitu. Sam budynek jest typowym
obiektem modernistycznym, na architekturę, którego składa się kilka połączonych
ze sobą prostokątnych brył. Przy południowo-zachodnim narożniku znajduje się
sporych rozmiarów taras. Wokół budynku zachował się zdziczały ogród. Budynek
obecnie znajduje się w zarządzie ZGM-u i został niedawno starannie odnowiony.
Kolejnym godnym uwagi obiektem jest dawny jedno piętrowy pensjonat
Poniatowskiego 42. Sam budynek jest typowym obiektem modernistycznym, na
architekturę, którego składa się kilka połączonych ze sobą prostokątnych brył.
Od strony południowo-wschodniej znajduje się szeroki taras, z którego prowadzi
wejście na klatkę schodową. Ciekawostką jest okrągłe okno z prawej strony
drzwi. Natomiast na całej południowo-zachodniej ścianie zachowały się w
większości oryginalne balkony. Niestety z lewej strony ściany, część balkonu
została zabudowana, co bardzo szpeci cały układ architektoniczny. Budynek
został częściowo przebudowany samowolnie przez obecnych lokatorów. Znajduje się
on w zarządzie ZGM-u i został niedawno starannie odnowiony. Wokół budynku
zachował się zdziczały ogród oraz częściowo, mocno skorodowane, oryginalne
ogrodzenie.
Po obejrzeniu willi skręcamy w lewo w ulicę Tadeusza i
idziemy nią w kierunku torów kolejowych mijając po drodze ulicę Łowiecką. Za tą
ulicą z lewej strony zwraca uwagę duża posesja z murowanym, przedwojennym
budynkiem (obecnie Tadeusza 22 a dawniej 12) wzniesionym w formie pałacyku z
oszczędnymi barokowymi zdobieniami przy narożnych balkonach. Przed 1939 r.
mieścił się tutaj „Dom Zdrowia” Zawodowego Zrzeszenia Szkół Powszechnych.
Obecnie pałacyk jest własnością Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej i mieści
się w nim Centrum Interwencji Kryzysowej „Dom Otwartych Serc” działające od
2002 roku.r. Teren wokół pałacyku jest starannie wypielęgnowany i utrzymany co
pozwala z dalszej perspektywy obejrzeć budynek i docenić jego urodę. Z prawej
strony ulicy, nieco po skosie pod numerem Tadeusza 19 widać okazały, piętrowy
świdermajer. Jest to wbrew pozorom budynek stosunkowo nowy, wybudowany kilka
lat temu, ale architektonicznie całkowicie wzorowany na historycznej,
drewnianej architekturze linii otwockiej.
Za ośrodkiem Caritasu skręcamy w lewo w ulicę Jacka Soplicy i dochodzimy do ulicy Narutowicza. Po lewej stronie mijamy murowaną, częściowo piętrową, przedwojenną willę „Majdego” (Majdiego?). Po II wojnie światowej, na przełomie lat 40 i 50-tych XX w. mieszkał marszałek Sejmu Ustawodawczego i Sejmu PRL I Kadencji Władysław Kowalski. Następnie mieściła się tutaj apteka główna Sanatorium im. F. Dzierżyńskiego. Obecnie budynek wraz z działką jest własnością prywatna. Jeszcze na początku lat 90-tych ubiegłego wieku przy bramie wjazdowej, z lewej strony, stała charakterystyczna budka strażnicza pomalowana na biało-czerwone skośne pasy. Po drugiej stronie ulicy G. Narutowicza, w drewnianym baraku znajdowała się wartownia żołnierzy KBW, którzy chronili na przełomie lat 40 i 50-tych ubiegłego wieku rozległe tereny Soplicowa ze znajdującymi się na nim willami zamieszkałymi przez ówczesnych dygnitarzy państwowych i partyjnych. Żołnierzom początkowo usługiwali tutaj jeńcy niemieccy. Po żołnierzach i ich kwaterze do dzisiaj pozostał tylko drewniany budynek naprzeciwko wejścia do Gimnazjum nr 2 oraz ślady w terenie naprzeciwko willi Majdego. W porastających w tym miejscu krzewach znajdziemy fundamenty baraku, w którym mieszkali żołnierze a na północny-wschód od niego murowany magazyn amunicyjny. Nieco dalej na niewielkim wzgórku ślady ziemianek i okopów okalających cały teren od zachodu i północy. Całość sprawia wrażenie jakby fortu mającego odeprzeć atak nieprzyjaciela.
Dalej idziemy ulicą G. Narutowicza
w kierunku północno-wschodnim do torów kolejowych. Sama ulica jest dawnym
traktem prowadzącym z Karczewa przez Jabłonnę i Świerk do Glinianki. Jest on
zaznaczany na najstarszych mapach, w tym i na słynnej mapie Królestwa Polskiego
opracowanej przez Kwatermistrzostwo WP w I połowie XIX w. W chwili założenia
Soplicowa, dawny trakt stał się jego główną ulicą na osi północny-wschód –
południowy-zachód i zastał nazwany Aleją Gabriela Narutowicza. Dochodzimy do
przejazdu kolejowego i przechodzimy na drugą stronę historycznej Drogi Żelaznej
Nadwiślańskiej, która stała się nerwem i krwioobiegiem wszystkich letnisk,
latowisk, wilegiatur i uzdrowisk na linii otwockiej. Mijana linia kolejowa jest
naturalną granicą pomiędzy dwoma dzielnicami Otwocka, tj, pomiędzy Soplicowem i
Śródborowem, czyli dawnymi miastami ogrodami, parkami leśnymi.
Przechodzimy przez przejazd
kolejowy i idziemy dalej ulicą G. Narutowicza. Z prawej strony mijamy
przystanek kolejowy „Śródborów” a z lewej, za skrzyżowaniem z ulicą Warszawską,
pomiędzy śródborowskimi sosnami oryginalną bryłę kościoła parafialnego p. w. Niepokalanego
Serca Maryi (co ciekawe jego oficjalny adres to Ujejskiego 2). Był to pierwszy
nowy kościół wybudowany w Otwocku po zakończeniu II wojny światowej. Zgodę na jego
budowę uzyskano w 1977 r., dzięki staraniom abp. Bronisława Dąbrowskiego. Świątynię
zaprojektowali Małgorzata i Zbigniew Wacławkowie, wykładowcy Wydziału Architektury
Politechniki Warszawskiej. Zbudowany został w latach 1979-84. Kamień węgielny pod
budowę pochodzi z Bazyliki Zwiastowania w Nazarecie i poświęcił go Kardynał
Stefan Wyszyński, a wmurował w 1980 r. biskup J. Modzelewski. 7 października
1980 r. nowy kościół został konsekrowany przez Prymasa Polski Józefa Glempa. W
1986 r. sprowadzono tu z Rzymu figurę MB Fatimskiej pobłogosławioną przez Jana
Pawła II. Kościół ten jest jednym z najpiękniejszych przykładów nowoczesnej
architektury sakralnej w kraju, bardzo dobrze wkomponowanej w otaczający
krajobraz.
Naprzeciwko kościoła ciągnie się od ulicy Warszawskiej aż do
przedszkola przy ulicy Kubusia Puchatka szeroki pas lasu sosnowego z licznymi
krzewami. Jest to zdziczały, zaniedbany śródborowski park, który był chlubą
osiedla w latach 30-tych ubiegłego wieku. Niekwestionowaną, przedwojenną
atrakcją parku była grająca tutaj w sezonie letnim orkiestra prowadzona przez
Jana Winera. Koncerty odbywały się regularnie i budziły duże zainteresowanie
mieszkańców i kuracjuszy, grano utwory Webera, Liszta i Beethovena. Orkiestra
grała w sezonie letnim 15 maja do 15 września w niedziele i święta w godzinach
od 11 do 13. Publiczność Śródborowa, w przeciwieństwie do otwockiej preferowała
muzykę poważniejszą. W 1939 r. orkiestra składała się z 30 muzyków. Oprócz
amatorów grali w niej też muzycy zawodowi, 3 osoby z Opery Warszawskiej i 2 z
Filharmonii.
Zaraz za kościołem, po lewej stronie wznosi się
najoryginalniejsze, nowoczesne otwockie osiedle mieszkaniowe składające się z
dwóch okrągłych budynków (w tym jeden podwójny) przy ulicy L. Zamenhofa 22a i
22b. Pierwotnie w tym miejscu miały się znajdować nowe budynki Zakładu
Opiekuńczo – Leczniczego „Renesans” Sióstr Orionistek. Jednak ze względów
finansowych budowa została przejęta przez prywatnego inwestora a w miejscu
projektowanego Zakładu wzniesiono budynki mieszkalne. Skręcamy w ulicę L.
Zamenhofa i idziemy nią prosto. Po prawej stronie mijamy wybudowany w latach
30-tych ubiegłego wieku przez rodzinę Migdalskich, piętrowy budynek przy ulicy
Zamenhofa 23, w którym mieszczą się dzisiaj na parterze sklepy a na piętrze
mieszkania. Nieco za nim, przy tej samej ulicy niepozorna i zaniedbana
piętrowa, murowana willa z 1923 r. (Zamenhofa 21).
Za osiedlem z lewej strony widzimy duży drewniany budynek o
ciekawej architekturze z murowaną klatką schodową po środku (Zamenhofa 22).
Mieści się tutaj Zakład Opiekuńczo – Leczniczy Sióstr Orionistek ukierunkowany
na opiekę nad przewlekle chorymi. Siostry zapewniają w nim usługi
pielęgniarskie, lekarskie i rehabilitacyjne. Budynek został wzniesiony w
okresie międzywojennym dla mieszkającego w Polsce Francuza pana Deluge
ożenionego z Polką. Po wojnie, w latach 50-tych ubiegłego wieku mieszkająca tu
jego żona Deluge – Trzebuchowska przekazała nieruchomość siostrom w zamian za
opiekę oraz z przeznaczeniem na dom dla chorych i samotnych. W latach 90-tych
ubiegłego wieku siostry udzielały tutaj schronienia samotnym matkom a obecnie
zajmują się osobami starszymi wymagającymi stałej opieki.
Idziemy dalej ulicą. Przy ulicy L. Zamenhofa 13 z prawej
strony, w głębi posesji wznosi się przedwojenna modernistyczna duża, piętrowa
willa.
Dzisiaj mieści się niej Fundacja „Revita” Stowarzyszenie
Opiekunów i Przyjaciół Osób Upośledzonych Umysłowo.
Idziemy dalej ulicą Z. Krasińskiego w kierunku północnym
mijając po drodze ulicę L. Zamenhofa z prawej strony i Kurnakowicza z lewej. Z
lewej strony mijamy zarośnięty krzewami teren dawnego Sanatorium im. Mariana
Buczka, po którym pozostało niewiele śladów.
Dochodzimy do ulicy M. Konopnickiej. Na początku XX w.
prawie cały kwartał terenu pomiędzy ulicami M. Konopnickiej, Z. Krasińskiego,
J. Piłsudskiego i J. Kilińskiego zajmowała prawie dwu hektarowa Kolonia Marysin
Kazimierzówek, która na początku XX wieku została wydzielona z Willi Otwockich.
Pierwotnie należała do Marii i Kazimierza Jankowskich. Wokół Kolonii rozciągały
się grunty Marii Antoniny Jankowskiej (od ulicy Piłsudskiego), Sary Segadłowicz
(od ulicy Konopnickiej), Markusa Wertheima i Antoniego Wójcickiego (za ulicą
Kilińskiego) oraz dawne grunty Dóbr Glinianka (za ulicą Krasińskiego) w
dzisiejszym Śródborowie. Później właścicielami byli Izaak Majer i Frajna
małżonkowie Prywes, którzy rozpoczęli sprzedawanie kolonii na mniejsze parcele.
W 1929 r. prawie połowę Kolonii w równych częściach nabyła rodzina: Chaja Bajla
vel Helena Bieżyńska z domu Fon oraz jej mąż Władysław Bieżyński, siostra
Władysława Mariel vel Maria z Bieżyńskich Oppenchaum oraz córka Mirel (Hindla?)
Rozenfeld. Po zakończeniu II wojny światowej cały teren miał status mienia
opuszczonego. Od 1961 r. jego właścicielem jest Gmina Otwock.
Skręcamy w ulicę M. Konopnickiej, aby podejść pod niewielkie
wzniesienie, na którym stoi frontem do ulicy ciekawy dom drewniany z gankiem
wspartym na czterech kolumnach. Obecna posesja z tym domem to jedna trzecia
dawnej Kolonii Marysin Kazimierzówek. Na działce znajdują się trzy domy. Dwa z
nich, drewniane bliźniacze (Konopnickiej 13i 13a), stojące od strony ulicy M.
Konopnickiej i J. Kilińskiego są nieprzeciętnej urody przypominające niewielkie
polskie dworki szlacheckie. Niewielkie piętro zdobi oszklona weranda oraz
drewniane listwy na balkonie wzorowane na stylu andriollówek. Wzniesione
zostały w 1929 r. przez Helenę i Władysława Bieżyńskich. Budynki były
wynajmowane letnikom przez cały rok. Sami właściciele zamieszkiwali głównie w
Warszawie przy ul. Świętokrzyskiej. Domy zostały zaprojektowane z myślą o dużej
wygodzie dla ich mieszkańców. Mieszkania w nich są przestronne, wysokie z
werandami i tarasami. Posiadają po dwa wejścia, od frontu i dla służby od
podwórka. Wewnętrzny korytarz po pośrodku przedzielony był uchylnymi drzwiami,
pięknie zdobionymi kolorowymi szybkami. Niestety nie zachowały się one do
dzisiaj. Ponadto w mieszkaniach były wysokie piece kaflowe i kuchnie na opał.
Od wielu lat budynki znajdują się pod zarządem Mazowieckiego Centrum Chorób
Płuc i Gruźlicy i są zamieszkałe przez dawnych pracowników służby zdrowia.
Kilka lat temu wybuchł w jednym z nich pożar i spaliła się część piętra nad
balkonem. Odtworzono jednak ozdobne detale w szczycie dachu, wyremontowano
pomieszczenia i dzięki szybkiej interwencji straży pożarnej dom
uratowano.
Wracamy ulicą M. Konopnickiej w kierunku ulicy Z.
Krasińskiego. Z lewej strony w głębi stoi długi drewniany dom pod numerem
Konopnickiej 15 przypomina z zewnątrz nieciekawy barak. Jest to też część
dawnej Kolonii Marysin Kazimierzówek. Jest to dawny pensjonat. Zbudowany został
na przełomie 1926 i 1927 r. W 1932 r. należał do Rywki Hornblas. Chociaż nie
był skanalizowany, to otrzymał oficjalne prawo funkcjonowania jako pensjonat w
1938 r. Przed 1939 r. jako jego właściciel wymieniony jest Galis Pinkus. Przez
wiele lat po wojnie w budynku była kuchnia sanatorium im. M. Buczka. Obecnie
mieszkają tutaj osoby związane ze służbą zdrowia.
Narożną posesję Konopnickiej 17 zajmuje duży, piętrowy dom z
okazałą werandą od strony ulicy Krasińskiego. Jest to też fragment dawnej
Kolonii Marysin Kazimierówek. W 1925 r. budynek wraz z działką był własnością
Etty i Wolfa Geberów, zamieszkałych w Warszawie, przy ulicy Czerniakowskiej 20.
Stały na niej dwa domy, jeden to pensjonat a drugi to stróżówka. W informatorze
z 1935 r. figuruje już w tym miejscu pensjonat „Imperial”, który należał do
Hanssa Chaima. Około 1937 r. został wydzierżawiony Reginie i Szlamie Kaufman. W
1939 r. na początku II wojny światowej został nadbudowany o piętro według
projektu Stanisława Russka. Posiadał wtedy 21 pokoi z 38 łóżkami. Większość
gości stanowiły w nim osoby wyznania mojżeszowego, rzadziej
rzymsko-katolickiego. Funkcjonował on do końca 1940 r. Budynek wraz z działką
należał do Hanssa Chaima, a dzierżawili go małżonkowie Szlama i Regina
Kaufmanowie. Przez wiele lat po wojnie w budynku znajdował się jeden z
oddziałów sanatorium im. M. Buczka. Dzisiaj w budynku mieści się Dom Pomocy
Społecznej.
Wracamy do ulicy E. Orzeszkowej, na skrzyżowaniu skręcamy w
lewo. Na początku ulicy, z prawej strony pod numerem Orzeszkowej 8, wznosi się
okazały piętrowy modernistyczny budynek. Pierwotnie na jego dachu znajdował się
rozległy taras, który po wojnie zabudowano i zaadaptowano na mieszkania.
Wzniesiony został dla znanej warszawskiej żydowskiej rodziny Minkowskich. Tekla
Minkowska prowadziła tu popularny pensjonat. Jej mąż August był szanowanym
warszawskim bankierem i filantropem. W czasie okupacji budynek został przejęty
przez Niemców a po jej zakończeniu umieszczono tu lokatorów komunalnych.
Wnukiem Tekli i Augusta jest znany współczesny francuski kompozytor i dyrygent
Marc Minkowski na stałe mieszkający w Paryżu. Niedawno został o nim nakręcony
film dokumentalny „Marc Minkowski – Powroty do Warszawy” w reżyserii Raphaela
Lewandowskiego. Idziemy dalej przez las do ulicy Biruty. Warto zwrócić uwagę na
nienaturalne odsunięcie posesji od środka skrzyżowania. Jest to celowy zabieg
zaprojektowany w czasie powstawania Śródborowa. Na wydzielonym w ten sposób
niewielkim placu, na jego środku miał stanąć pomnik Elizy Orzeszkowej. Wybuch
II wojny światowej spowodował, że projekt ten nie został zrealizowany a po jej
zakończeniu już do niego nie powrócono.
Skręcamy na skrzyżowaniu w lewo w ulicę Biruty i idziemy w
do ulicy Wł. Reymonta. Po dojściu do skrzyżowania warto skręcić we lewo i po
kilkudziesięciu metrach, przed blokami „Wioski Szwajcarskiej” skręcić w prawo i
podejść kilkadziesiąt metrów gruntowo - kamienną drogą w kierunku północnym.
Jest to pozostałość po głównej drodze dojazdowej do dawnego sanatorium
„Brijus”. Wracamy tą samą drogą i następnie skręcamy w lewo w ulicę Wł.
Reymonta. Idąc mijamy po lewej stronie kilka historycznych, piętrowych budynków
mieszkalnych przeznaczonych dla pracowników służby zdrowia. Dwa z nich pod
numerem Reymonta 75 i 77 wzniesione zostały w latach 50-tych XX w. i niedawno
odnowione prezentują się całkiem przyzwoicie. Szkoda tylko, że podczas
ocieplania elewacji skuto część gzymsów urozmaicających i zdobiących prosta w
sumie bryłę budynków. Szczególnie godny uwagi jest trzeci blok o ciekawej
architekturze, tracącej jeszcze nutą secesji, pod numerem Reymonta 79
wzniesiony pod koniec lat 20-tych XX w. dla personelu pobliskiego Sanatorium
Miasta Stołecznego Warszawy. Pomiędzy budynkami prowadzi brukowana droga do
nieużytkowanej bramy gospodarczej dawnego sanatorium miasta stołecznego
Warszawy. W ogrodzeniu z prawej strony możemy zauważyć charakterystyczne słupki
z „choinką” na szczycie. Są to niemiecki słupki forteczne służące do budowy
zasieków i innych przeszkód zabezpieczających przed atakiem piechoty
nieprzyjacielskiej. Słupkami tymi było ogrodzone w okresie okupacji getto
kuracyjne, którego granica dochodziła do tego miejsca. Znajdujące się tutaj
słupki stanowią pozostałość po ogrodzeniu tzw. getta kuracyjnego. Podobne
„pamiątki” znajdują się w też w innych częściach miasta. Z prawej strony ulicy
widać wjazd do piętrowego, mocno zniszczonego budynku mającego adres ulica M.
Rodziewiczówny 17. Jest to przedwojenna „Willa Rena” Arona Orbacha.
Według niepotwierdzonych informacji w sanatorium zmarł 3
sierpnia 1942 r. ukrywający się w Warszawie marszałek Edward Rydz-Śmigły. Po II
wojnie operowano tu także pacjentów z innych sanatoriów. Powstał nowy, piętrowy
pawilon z pracowniami mikrobiologii, biochemii i analityczną. W 1953 r.
utworzono 2 oddziały dla chorych na gruźlicę i cukrzycę lub inne choroby
wewnętrzne. Po wojnie w tym sanatorium leczył się słynny bard przedwojennego,
robotniczego Czerniakowa, Stanisław Grzesiuk. W czasie II wojny światowej
przebywał on w obozach koncentracyjnych Dachau i Gusen przez 5 lat. Nabawił się
tam gruźlicy płuc. W Otwocku leczył się w latach 1952-63. Tutaj też po
części pisał biograficzne książki a w przerwach występował w Warszawie
śpiewając swoim charakterystycznym, ochrypłym głosem ballady warszawskiej
ulicy. Sanatorium zostało wzniesione na zboczu rozległej, wyniosłej zalesionej
wydmy „Meran”. Według niesprawdzonej informacji Sanatorium zostało po wojnie
ogrodzone parkanem przywiezionym z b. Kwatery Głównej Hitlera. W stanie
wojennym odbywała się tutaj tajna dystrybucja znaczków pocztowych wydawanych
nielegalnie przez organizacje niepodległościowe.
Za wydmą rozpościerającą się na tyłach pawilonu głównego
widoczne są zabudowania dawnego żydowskiego sanatorium przeciwgruźliczego
„Brijus” - „Zdrowie” (dawniej Reymonta 55), założonego przez Żydowskie
Towarzystwo Przeciwgruźlicze „Brijus”. Budowę pierwszego pawilonu rozpoczęto w
roku 1911. Dalszą rozbudowę przerwała I wojna światowa. Po niej z powodu
trudności natury finansowej Towarzystwo wydzierżawiło pierwszy pawilon
Wydziałowi Szpitalnictwa Magistratu m.st. Warszawy. Za dochody z czynszu
zbudowano drugi gmach. Sanatorium w okresie swojej świetności dysponowało 220
łóżkami dla chorych. Leczono tutaj nie tylko zamożnych pacjentów, ale przede
wszystkich osoby biedne i ubogie. Była tutaj synagoga, biblioteka, place
spacerowe i sportowe. Stosowano najnowsze metody leczenia, takie jak przecięcie
nerwu przeponowego, plomby opłucnowe i torakoplastyka. Na podkreślenie
zasługuje organizacja terapii zajęciowej oraz pierwocin rehabilitacji. Cezary
Jellenta w 1935 r. w „Sosnach Otwockich” tak opisuje sanatorium „Brijus”:
„(…) Panuje tu regulamin stanowczy; chorzy na razie
opierają się otwieraniu okien nawet w trzaskający mróz i nawet w nocy, ale z
czasem tak sobie wbijają w głowę doniosłość tego nakazu, że z nowym przybyszem
łatwiejsza jest sprawa. Na „Brijus” trzeba patrzeć pod kontem specjalnym. Jego
klienci nie z plutokracji ani z nowobogackich się biorą. Więc się ich wychowuje
i istotną opieką otacza. Śpią na czystej pościeli i pod kołdrami z prawdziwej
waty, jedzenie mają – klasy burżuazyjnej. Więc gdy się chciało którego
przewieść do szpitala w stolicy, na zabieg chirurgiczny, bowiem jeszcze
właściwych instalacyj operacyjnych nie było, uważał się – o gorzka ironio! – za
skazanego”.
W listopadzie 1939 r., sanatorium ponownie uruchomiło jeden
z pawilonów. Podczas okupacji sanatorium znalazło się w granicach tzw. getta
kuracyjnego. Był to jedyny żydowski zakład dla chorych na gruźlicę w całym
Generalnym Gubernatorstwie a jego oficjalna nazwa brzmiała:
„Tuberkulosenheilstätte für Unbemittelte Lungenkranke Brijus - Kurort Otwock”.
Po likwidacji getta Niemcy połączyli obydwa sanatoria i
urządzili tu szpital dla swoich rannych żołnierzy. W latach 1944–45 ulokował
się tutaj radziecki szpital polowy. Także po wojnie oba sanatoria funkcjonowały
wspólnie. W l. 1950–76 jako sanatorium a następnie do 1990 r. szpital im.
Feliksa Dzierżyńskiego i pod tą nazwą jest jeszcze szeroko rozpoznawalne wśród
mieszkańców Otwocka. Obecnie cały kompleks danego Sanatorium Miasta Stołeczno
Warszawy i Sanatorium „Brijus” wchodzi w skład szpitala „Mazowieckiego Centrum
Chorób Płuc i Gruźlicy”.
Wychodzimy ze szpitalną przez bramę główną i skręcamy w lewo. Tuż za ogrodzeniem rozpościera się zwarty kompleks leśny porastający rozległą, wyniosłą na ok. 25-30 m ponad otaczający teren, składającą się z kilku ramion, wydmę „Meran”. Warto wejść głębiej w las i pospacerować uroczymi ścieżkami biegnącymi urozmaiconym pagórkowatym terenem wdychając najzdrowsze, „otwockie mahoniowe” powietrze. Bezwzględna natomiast jej wysokość mierząca od poziomu morza wynosi aż 126 m. Nazwa wzniesienia nawiązuję do włoskiego podalpejskiego uzdrowiska Merano o podobnej specjalizacji jak Otwock. Dawniej zamiennie na to wzniesienie mówiono też Otwocki Giewont. Kiedyś jej szczyt porastał tylko rachityczny, skarłowaciały sosnowy lasek. Dzięki temu roztaczał się z niej rozległy widok w każdą stronę. W latach 30-tych ubiegłego wieku władze miejskie postanowiły zamienić ten teren na miejsce sportów zimowych i rekreacji letniej. Wytyczono na wzniesieniu ulice i place. Dzisiejsze szerokie ścieżki prowadzące na szczyty to po prostu ulice posiadające swoje nazwy. Znajdziemy tutaj ulicę Narciarską, Saneczkową, Łyżwiarską, Krętą, Śnieżną, Górską, Podgórską i Śliską. Jeszcze 20 lat temu na drzewach, szczególnie od strony ulicy Reymonta można było zobaczyć poprzybijane, stare emaliowane tablice z nazwami ulic. Najdłużej chyba wisiała tablica z ulicą Narciarską przy drewnianym domu stojącym od strony ulicy Reymonta. Cezary Jellenta w swej monografii otwocka rewelacyjnie opisał wzgórze:
„Wracamy zatem do „Meranu”, żartobliwej nazwie nie uda się zbagatelizować jego wdzięków. To naprawdę fragment krajobrazu piękny i wobec niego skromność tych niedobitków kniei otwockiej może ustąpić miejsca pewnej dumie. Kilka pasm wzgórzy, już rzadszym lasem porosłych, zaczyna się tam, gdzie się kończą znaczne zasoby leśne uzdrowiska stolicy. Nie są to żadne szczyty i wysokość ich względna nie przerasta 25-30 metrów, choć pewien inteligentny dorożkarz, któremu więcej do smaku przypada nazwa swojska, mówi w tem miejscu o Otwockim Giewoncie. W każdym razie, jak się zwał, tak się zwał, ale z niego roztaczają się widoki. Gdy się spaceruje po linji przełęczowej łańcucha, zbudowanego prawidłowo, jakby na pokaz, z jednej strony wzdyma się morze lasu, z którego wysterują jak wyspy koralowe, czerwone dachy sanatorium i wieży ciśnień, aż hen po mglistsze już Kasyno, - a z drugiej dolina, jeziorko, dalekie pola już dokładnie zielone dawno wzeszłą oziminą, dalej znowu lasy, zarośla, kępy, wydmy. Raz po raz przedziwna miękkość. Pejzaż tak zwany holenderski, a przecież najrzetelniej otwocki, z majaczącą na widnokręgu wstęgą Wisły. Motyw zimowy. Wzgórza „Meranu” wyglądają jeszcze poważniej, gdy śnieg chrupie pod nogami a ze „szczytów” młodzież zjeżdża na saneczkach w dół, ówdzie ktoś puścił się na nartach. Niewiele jednak tego sportu i tych sportowców – niewiadome dlaczego. Dla wymagań niewygórowanych - zbocza śliczne, długie, wdzięczne; miejsca poddostatkiem; przy niedzieli nawet większe, grupy narciarzy się przemykają w swych kolorowych wełnach i flanelach. Oni jedni wiedzą dobrze, że tak niedaleko od wielkiego miasta wznosi się tu jedyne a tak bliskie rodzeństwo młodsze regli, z którego można mieć stokrotną pociechę. Trzeba tylko teren urządzić, stworzyć jakąś stację, schron dla sportowców - i to wszystko, bez czego się tutaj na pustkowiu, bez przystani i możności odpoczynku na pięć minut, bez dachu.”
Przed II wojną
światową Otwock reklamowano nie tylko jako uzdrowisko dla chorych na płuca, ale
również jako podwarszawskie i mazowieckie Zakopane zimą. Oczywiście robiono to
w oparciu o szczyt Metanu, którego stoki pierwszorzędnie nadawały się dla początkujących
narciarzy. Wzniesienie miało opinię bardzo dobrze zaśnieżonego wzgórza, podobno
większego niż w Rabce. Co by jednak nie powiedzieć to i dziś, po upływie ponad
70 lat niewiele się zmieniło na Meranie poza tym, że na pewno sosny urosły.
Nasze najsławniejsze wzniesienie chyba nadal jest najlepszym zjazdowym terenem
na Mazowszu. Jeszcze przed II wojną światową wzniesiono na szczycie drewnianą
skocznię narciarską oraz wyprofilowano tor saneczkowy, po których ślady są
widoczne do dzisiaj. Jednak wszystkie te plany rozwoju zniweczyła wojna i
dzisiaj chyba nie ma już do nich powrotu. Możemy tylko wspominać, że Otwock
miał wielkie plany i mógł nawet konkurować z Rabką o narciarzy z centralnej
Polski gdyż „nasz” Meran miał większe i wyższe wzgórze. Dziś Meran jest wciąż
magicznym miejscem w Otwocką. Jednym z nielicznych zakątków „zaczarowanych” i
urokliwych, przywołujących nostalgiczne wspomnienie świetności uzdrowiska.
Spacerując ścieżkami pośród sosnowego lasu przystańmy w jakimś uroczym zakątku
na chwilę. Zamknijmy oczy i wciągnijmy głęboko do płuc najzdrowsze, „otwockie
mahoniowe” powietrze. Poczujemy wtedy jakbyśmy przenosili się w czasie do lat
świetności otwockiej wilegiatury. To właśnie to zaczerpnięte przez nas
powietrze, przesycone sosnowymi olejkami eterycznymi, zadecydowało o
charakterze miasta i kierunkach jego rozwoju. Warto jest to uszanować, a sam
„Meran” pozostawić potomnym jako symboliczny park leśny łączący przeszłość z
teraźniejszością i przyszłością. Nie dajmy zabudować Meranu. Nieprzemyślana,
brutalna ingerencja w naturę i źle rozumiana nowoczesność nie idzie w kierunku
zatrzymania tych wszystkich walorów klimatu i przyrody, które to przecież dały
szansę narodzin miasta w ogóle.
Współczesny otwocki poeta Kazimierza Śladewskiego w wierszu
p.t.” Kolędy z motywem otwockim” tak opisał Meran:
„(...)Wzgórza Meranu - pomarszczone wiatrem
otulinę krzewów, dopełnione gęsto,
tutaj się poeci gromadzą ukradkiem
na pomilczenie, na chwilę najświętszą (…)”
Wracamy do ulicy Wł. Reymonta u wylotu ulicy Narciarskiej,
przechodzimy na jej drugą stronę i ścieżką przez las dochodzimy do ulicy
Tatrzańskiej, gdzie skręcamy w lewo. Przed wojną ulica Tatrzańska kończyła się
u zbiegu z ulicą Lubeckiego. Dopiero w okresie powojennym przeprowadzono ją
dalej do rejonu bramy wjazdowej do Sanatorium im. Feliksa Dzierżyńskiego. Po
drodze mijamy wyloty ulic Lubeckiego, Rejtana i M. Mochnackiego. Przy ulicy
Rejtana, idąc dalej ulicą Tatrzańską dochodzimy do ulicy G. Narutowicza. Po
drugiej stronie znajduje się brama wjazdowa do byłego Sanatorium
Rehabilitacyjnego im. Hanki Rawickiej (Narutowicza 80). Jego zalążkiem była
„Willa Tatrzanka” mieszcząca przed II wojną ekskluzywny pensjonat. Sanatorium
utworzono z inicjatywy Instytutu Gruźlicy w 1951 r. włączając do niego szereg
przedwojennych pensjonatów i willi przy ulicach: Alei Róż, Szwoleżerów,
Tatrzańskiej, Cieszyńskiej, Złotej, Bielskiej i Zgoda. Sanatorium zajmowało się
leczeniem i rehabilitacją chorych na gruźlicę. Zakładem tym aż do odejścia na
emeryturę kierował jego twórca, czołowy polski i europejski znawca
rehabilitacji osób chorych na gruźlicę prof. Aleksander Nauman. Jego następcą w
Sanatorium był dr Jerzy Lutz. W sanatorium mieściło się 308 łóżek dla chorych.
Od 1953 r. działał w nim Ośrodek Szkolenia Zawodowego. Chorzy i ozdrowieńcy
szkoleni byli na kursach: introligatorstwa, galanterii skórzanej, kreślarstwa
budowlanego, kreślarstwa maszynowego, techniki optycznej, laborantów
przemysłowych i medycznych, księgowości, zegarmistrzostwa, radiomechaniki,
instruktorów terapii zajęciowej i krawiectwa damskiego. Czas kursu wynosił ok.
10 miesięcy. Następnie sanatorium zostało przekształcone w Centrum
Leczniczo-Rehabilitacyjne Gruźlicy i Chorób Dróg Oddechowych im. Hanki Sawickiej.
Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, tj. na początku
transformacji ustrojowej w Polsce, dawne Sanatorium im. Feliksa Dzierżyńskiego
najpierw przekształcono w Specjalistyczny Zespół Opieki Zdrowotnej Chorób Płuc
i Gruźlicy, a nieco później w Mazowieckie Centrum Leczenia Chorób Dróg
Oddechowych i Gruźlicy, włączając do niego dawne sanatoria im. Juliana
Marchlewskiego i im. Hanki Sawickiej. Obecnie jest to teren Mazowieckiego
Centrum Chorób Płuc i Gruźlicy. Do jego zadań statutowych należy dzisiaj
lecznictwo w zakresie pulmonologii i onkologii pulmonologicznej w województwie
mazowieckim.
Przechodzimy przez bramę i idziemy dalej prosto dawną ulicą
Tatrzańską. Z lewej strony w lesie widać parterowy, szary budynek przychodni
alergologicznej. Natomiast z prawej strony widać duży, dwupiętrowy budynek
przedwojennego Pensjonatu „Tatrzanka” (Narutowicza 80) rozbudowanego w kierunku
zachodnim w okresie PRL-u. Główne, reprezentacyjne wejście do niego znajdowało
się od strony południowej a od strony ulicy Narutowicza było tylko wejście
gospodarcze i służbowe dla pracowników. Niestety do dzisiaj pozostało niewiele
z urody tego budynku. Obecnie jest to już postępująca ruina systematycznie
dewastowana przez poszukiwaczy złomu. Dalej po lewej stronie mijamy zamknięty
budynek prawdopodobnie przedwojennego kina (Narutowicza 82c).
Idziemy prosto ulicą Tatrzańską aż do ulicy Cieszyńskiej,
gdzie skręcamy w lewo. Po kilkudziesięciu metrach dochodzimy do miejsca
magicznego. Znajdują się tutaj cztery, pięknie odnowione, modernistyczne wille.
Wygląda to tak jakbyśmy się cofnęli w czasie do lat świetności Śródborowa lub
znaleźli się skansenie polskiego modernizmu lat 30-tych XX w. Piętrowa willa
położona z prawej strony przy ulicy Cieszyńskiej 5 to przykład ciekawej
architektury awangardowej początku lat 30-tych XX w. Została ona wzniesiona
około 1934 lub 1935 r. według projektu spółki architektonicznej Lucjana
Korngolda i Henryka Bluma dla Marii Arenstein. Wartość architektoniczna willi
została doceniona w świecie, o czym może świadczyć zamieszczenie jej fotografii
w numerze 4/5 z 1937 r. „Architektury i Budownictwa, w którym opisywano
najciekawsze realizacje polskiej architektury z lat 1927-37. Budynek został
wzniesiony na planie zbliżonym do litery Z. Cała kompozycja bryły budynku
charakteryzowała się wyrafinowaną prostotą i dobrymi proporcjami. Od strony
południowo-zachodniej całą wysuniętą ścianę zajmuje efektownie skomponowany w
duchu modernistycznym portyk. Niestety do dzisiaj nie zachowały się efektowne,
wysokie okna oraz przeszklenia między kolumnami a ścianą budynku. Późniejsze przebudowy
zeszpeciły oryginalną formę budynku. Willa Arensteinowej była budynkiem o
awangardowej formie, jednej z najciekawszych w Polsce. Kolejnym ciekawym
budynkiem jest dom położony przy ulicy Cieszyńskiej 8. Wzniesiony został
około 1937 r. według projektu Jerzego Gelbarda i Romana Sigalina dla adwokata
Juliana Kalwińskiego. Jest budynek wielorodzinny wzniesiony na planie zbliżonym
do litery L. Od strony ściany frontowej umieszczona jest nietypowa, owalna
klatka schodowa oraz pionowe przeszklenie klatki schodowej, chętnie stosowane w
domach z lat 30-tych XX w. Niestety budynek był przebudowywany po II wojnie
światowej. Podczas tych przebudów zamurowano oryginalne tarasy i werandy
zdobiące bryłę budynku. Dookoła budynku zachował się częściowo czytelny jeszcze
układ ścieżek i innej małej architektury ogrodowej. Przy ulicy Cieszyńskiej 6
wznosi się duży, modernistyczny, budynek mieszkalny z 1937 r. wzniesiony dla
Adama i Eweliny Szpilfogel a zaprojektowany przez inż. arch. Witolda
Szeroszewskiego. Budynek był zaprojektowany i wykończony luksusowo z
przestronnymi i komfortowymi mieszkaniami przeznaczonymi dla zamożnej
klienteli. W hallu klatki schodowej znajdowała się nawet winda osobowa. W tym
budynku też po II wojnie światowej dokonano wielu przeróbek oraz zlikwidowano
zewnętrzne balkony i tarasy. Ostatnim z zachowanych w dobrym stanie
modernistycznych domów w tym rejonie jest budynek przy ulicy Cieszyńskiej 3a.
Wzniesiony został po 1936 r. według projektu R. Szwarca dla braci S. i S.
Ginzburg. Wzniesiony na planie zbliżonym do prostokąta z ciekawym, szerokim
podcieniem w fasadzie frontowej i przeszkloną klatką schodową od tyłu. Do
dzisiaj zachowała się oryginalna, reprezentacyjna klatka schodowa. Niestety
podczas powojennej przebudowy zabudowano narożne balkony i balkony. W tym domu
(oraz budynkach przyległych) po II wojnie światowej funkcjonowało sanatorium
dla dzieci dr Anny Braude-Hellerowej, o czym przypomina skromna tablica
pamiątkowa umieszczona na filarze z prawej strony wejścia.
Wychodzimy z terenu Szpitala i skręcamy w lewo w ulicę G.
Narutowicza i idziemy do ulicy Kubusia Puchatka. Z lewej strony mijamy dwa
przedwojenne modernistyczne pensjonaty przy ulicy Syrokomli 35 i „Jadzinka”
(Idzinka?) z 1926 r. przy ulicy Narutowicza 78 oraz wzniesione po II wojnie dwa
bloki dla pracowników służby zdrowia z lat 50-tych XX w. przy ulicy Narutowicza
74 i 76. Dochodzimy do ulicy Kubusia Puchatka. Z prawej strony widać starą
pętlę autobusową. W okresie międzywojennym dojeżdżały tutaj autobusy powiatowe
z Warszawy. Kursowały z częstotliwością co 2 godziny. Z lewej strony stoi
częściowo piętrowy budynek przedszkola. Jest dawny budynek lokalnej elektrowni,
następnie rozbudowany i mieszczący przed wojną kino. Skręcamy w lewo w ulicę
Kubusia Puchatka, która pierwotnie nazywała się Słoneczna i była jedną z
głównych ulic Śródborowa. Położone przy niej były liczne ekskluzywne pensjonaty
m.in. „Halina”, „Idylja” i Franciszki Markuszewicz. Na początku tej ulicy
zachował się fragment oryginalnego przedwojennego bruku. Tak wyglądały prawie
wszystkie główne ulice miasta przez 1939 r. Wzdłuż ulicy Kubusia Puchatka, Alei
Róż i Szwoleżerów stoi szereg drewnianych i murowanych willi o interesującej
architekturze, które zbudowane zostały w latach 20-tych XX w. jako mieszkania
urzędników tworzącego się miasta parku leśnego Śródborów. Miały one być
wzorem do naśladowania przez kolejnych mieszkańców Śródborowa. Przy ulicy
Szwoleżerów warto skręcić w prawo i podejść do dość dobrze zachowanego
modernistycznego pensjonatu z zbudowanego około 1929 r. przez Izaaka Wölflinga.
Wybudowany został jako willa mieszkalna z pokojami do wynajęcia na I i II
piętrze. Na pensjonat willa została przebudowana w 1933 r. Prowadzili go
początkowo Kistelscy. Nad wejściem, od strony ulicy zachował się przedwojenny
napis z nazwą „Pensjonat Promień”. Według zachowanych spisów abonentów
telefonicznych w 1938 i 1939 r. mieścił się tutaj pensjonat Róży Milsteinowej.
Pensjonat funkcjonował do wybuchu wojny..W czasie kampanii wrześniowej znajdował
się tu punkt sanitarny, do którego przywożono rannych żołnierzy. Stad
byli kierowani do odpowiednich otwockich szpitali. W czasie okupacji pensjonat
był zajęty na mieszkania dla niemieckich oficerów. Po wyzwoleniu przez kilka
lat funkcjonował tu dom samotnej matki z dzieckiem. W drugiej połowie lat
50. budynek został zasiedlony przez lokatorów kwaterunkowych. W 1993 r. budynek
został odzyskany przez spadkobierców prawowitych właścicieli, którzy planują
jego rewitalizację. Wracamy do ulicy Kubusia Puchatka i idziemy nią w kierunku
wschodnim aż do ulicy Cieszyńskiej. Na narożnej posesji, Cieszyńska 7 zachowała
się interesująca przedwojenna „Willa Felicjanka” wzniesiona w 1939 r. według
projektu Stanisława Russka dla Matjasa i Elżbiety Kobryngiel. Efektownym jest
półkolisty taras znajdujący w budynku od północno-wschodniej strony. Niestety
willa jest zasiedlona komunalnymi lokatorami, którzy dokonali daleko idącej
dewastacji budynku oraz niezbyt estetycznie przebudowali jej fragmenty. Od
strony ulicy Kubusia Puchatka zachowała się oryginalna furtka z częściowo
zniszczoną nazwą willi.
Kierujemy się nadal w kierunku wschodnim idąc ulicą Kubusia
Puchatka. Z lewej strony mijamy ogrodzenie, za którym znajdują się budynki
wchodzące w skład Mazowieckiego Centrum Chorób Płuc i Gruźlicy a z prawej
strony zwarty kompleks leśny. Następnie zagłębiamy się już typowo w teren
leśny. Po chwili droga lekko skręca w prawą stronę. Dochodzimy do miejsca,
gdzie droga biegnie obok wznoszącej się wydmy. Znajduje się tutaj punkt węzłowy
czerwonego szlaku pieszego „Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej” i niebieskiego
rowerowego „Otwockiego Szlaku Okrężnego”. Przyjrzyjmy się terenowi w tym
miejscu. Z prawej strony zobaczymy dochodzący do drogi nasyp a z lewej strony
przekop przez wydmę. Jest to pozostałość po kolejce, prawdopodobnie
wąskotorowej konnej, którą wywożono żwir i piach z kopalni położonej w Świerku
k. folwarku (dzisiaj teren SP nr 9) i dowożono do rampy przeładunkowej
zlokalizowanej przy dzisiejszym przystanku kolejowym „Śródborów”. Skręcamy w
lewo i śladem kolejki wchodzimy na wydmę. Na szczycie można odnaleźć ślady
dawnego cmentarza wojennego, gdzie w latach 1941-44 grzebani byli zmarli jeńcy
Armii Czerwonej z podobozu jenieckiego znajdującego się Śródborowie. Po
wojnie cmentarz został częściowo ekshumowany. Za wydmą rozpościera się teren
torfowiskowego rezerwatu przyrody „Pogorzelisk Mszar”.
Wracamy do leśnego przedłużenia ulicy Kubusia Puchatka,
przechodzimy na jej druga stronę i wchodzimy na nasyp kolejowy, którym
kierujemy się na zachód. Po przejściu kilkuset metrów dochodzimy do
skrzyżowania ulic Cieszyńskiej i Literackiej. Kierujemy się dalej na zachód
ulicą Literacką. Przy ulicy Górnośląskiej z lewej strony mijamy ciekawą
przedwojenną willę (Literacka 10) utrzymaną w bardzo dobrym stanie przez
obecnych właścicieli. Jest to wzniesiony w 1938 r. dom, zaprojektowany przez
włoskiego architekta w stylu młodej polski z elementami architektury
śródziemnomorskiej. Pierwotnie zbudowany jako dom dla córki przedwojennego
przedsiębiorcy warszawskiego. Rozplanowany na osi północ - południe. Wszystkie
pomieszczenia mieszkalne i gościnne położone są na południowej stronie domu.
Ogromne okna i cztery tarasy zapewniają otwarcie na otoczenie. Na parterze
znajdują się dwa salony przedzielone cztero-skrzydłowymi drzwiami. Na główny
taras prowadzą trzy wyjścia z salonów i z kuchni.
Nieco dalej, również po tej samej stronie widzimy nowoczesne
budynki Ośrodka Szkolno – Wychowawczego dla Dzieci Niesłyszących i
Słabosłyszących mieszczącego również szkołę podstawową, gimnazjum i liceum.
Pierwotnie w tym miejscu przebywały po II wojnie światowej sieroty przybyłe z
ZSRR.W 1954 utworzono tu przedszkole dla dzieci głuchych. Obecny, nowoczesny
ośrodek otwarto 6 kwietnia 1997 r.
Do Ośrodka przylega teren „Śródborowianki”. Jest to
najbardziej znany, przedwojenny śródborowski pensjonat. Pierwotnie mieścił się
w stojącym do dzisiaj drewnianym domku o nazwie „Sarenka”. Należał do
warszawskiego finansisty Tadeusza Płucer-Sarny. Obecny główny murowany piętrowy
budynek wzniesiono na początku lat 20-tych a następnie rozbudowano w 1927 r.
według planów architekta Józefa Czesława Kona. Wypoczywała tutaj przed wojną
elita żydowska, aktorzy i pisarze w tym też Julian Tuwim. W piwnicach domu mieściło
się kasyno. We wrześniu 1939 r. w pensjonacie działała kuchnia wydająca
bezpłatnie posiłki dla uciekinierów z Warszawy. W końcu wojny kwaterowały tu
oddziały Armii Czerwonej, a po wojnie dom dziecka dla żydowskich sierot.
Dzisiejsza „Śródborowianka” to ostatni przedwojenny pensjonat w Śródborowie,
który trwa i przypomina „bogate” lata 20-te. Obecnie prowadzona jest tutaj
także działalność kulturalno-naukowa, a przyjeżdżają do pensjonatu goście z
całego świata, jak również dawni mieszkańcy tej dzielnicy. Jest to jedyny w
Polsce ośrodek wypoczynkowy Towarzystwa Społeczno Kulturalnego Żydów. W 1935 r.
o Śródborowiance tak pisał Cezary Jellenta:
„Rywalem Górewicza jest Śródborowianka, która nie mniej
dobrze rozumie potrzebę jedności i wzajemnego uzupełniania się budynku z tłem
pejzażowem. Włożyła w swój dom murowany wielką ambicję architektoniczną i
rozpostarła przed nim a w okoleniu sosen, dobre przedpole gazonów i kwiatów,
choć niewyszukanych. Punkt ciężkości przypadł na zajmujący salon towarzyski, w
którym budowniczy (…) zręcznie skoordynował efekty form i silnych barw
modernistycznych i osiągnął wrażenie krzepkiej świeżości i nowoczesności. Do najlepszych
części należy żywa i urozmaicona fasada. Oba te zakłady w jednakowym stopniu
godne są uwagi. W Śródborowiance dobrze się sprzęgły fantazyjność z okazałością
i razem złożyły na właściwy styl Kasyna, w którym wiążą się Kuby pojedynczych
części wielokształtnej całości w efekt powabny, aczkolwiek całość ta ani jest
ukończona, ani całkiem odpowiada ściśle zamierzeniom twórcy, który w liście do
autora pewien z tego powodu żal wypowiada.”
Minąwszy „Śródborowiankę” skręcamy w lewo i ścieżką pomiędzy
wiekowymi sosnami dochodzimy do przystanku kolejowego w Śródborowie. Możemy
stąd wygodnie dojechać pociągiem Kolei Mazowieckich do centrum miasta lub do
Świdra, gdzie znajdują się inne trasy Otwockiego Szlaku Historycznego.